Ołena spod Kupiańska: Ruskie się nas nie czepiały, ale nikt nie wiedział, co im do łbów strzeli. Wróg to wróg

Ołena spod Kupiańska: Ruskie się nas nie czepiały, ale nikt nie wiedział, co im do łbów strzeli. Wróg to wróg

Dziennikarka „Wprost” Karolina Baca-Pogorzelska, Ołena i jej syn Kola
Dziennikarka „Wprost” Karolina Baca-Pogorzelska, Ołena i jej syn Kola Źródło: WPROST.pl
– Kola, tylko nie liż cioci Karoliny, bo już nie przyjedzie. I oddaj jej telefon – mówi łagodnym tonem około 50-letnia kobieta do 22-letniego, chorego syna. Kola telefonu oddać nie chce, nawet za możliwość obejrzenia na smartfonie mamy ulubionej „Maszy i niedźwiedzia”. – Dokąd mam z nim wyjechać i za co, powiesz mi? – pyta patrząc wielkimi, zmęczonymi oczami.

Ołena i Kola to nieliczni mieszkańcy jednej ze wsi pod Kupiańskiem (nie podajemy lokalizacji, bo w okolicy stacjonuje ukraińskie wojsko). Mieszkają tu, jak mówi Lena, od zawsze. I nie zamierzają tego zmieniać.

– Z mężem nie żyję – ucina, gdy pytającym wzrokiem patrzę na obrączkę. – Jak mama żyła, było łatwiej, bo zajmowała się Kolą, a ja mogłam cokolwiek w domu zrobić. Umarła jeszcze przed ruskim atakiem, w 2021 roku. Brakuje mi jej, ale myślę, że lepiej tak, niż miałaby tu wszystko przeżyć – mówi kobieta.

Kola, jej syn, ma mózgowe porażenie dziecięce. Wymaga rehabilitacji, ale ona nie chce wyjechać. – Mamy 7000 hrywien na miesiąc zasiłku na niego (około 900 zł – red.). Opłaty, leki, jedzenie i tyle. Poza tym to jest dom. Rozumiesz, co to znaczy być w domu mimo wojny, a nie zostać wypędzonym? – pyta Ołena.

Rozmowę przerywa pukanie do drzwi.

Źródło: Wprost