Przypomnijmy: w czwartkowe przedpołudnie, 19 stycznia, na terenie całej Ukrainy ogłoszono alarm przeciwlotniczy. Powodem był start z terytorium Białorusi trzech rosyjskich samolotów wojskowych.
Przelot trwał stosunkowo krótko
Wspomniane maszyny to myśliwce MiG-31K, zdolne do przenoszenia hipersonicznych pocisków "Kindżał". Niestety, ukraińska armia nie dysponuje środkami, które umożliwiają zestrzeliwanie tego typu pocisków.
Wkrótce okazało się, że myśliwce nie zostały skierowano nad Ukrainę, lecz brały udział we wspólnych ćwiczeniach sił powietrznych Białorusi i Rosji. Po stosunkowo krótkim przelocie wszystkie maszyny wylądowały w bazie lotniczej w Maczuliszczy w obwodzie mińskim.
Huk i łuna dymu
Jak donosi ukraińska agencja prasowa UNIAN – powołując się na lokalne źródła – w trakcie ćwiczeń doszło do groźnego incydentu. W trakcie przelotu w okolicach miejscowości Mołodeczno, która również znajduje się w obwodzie mińskim – zapalił się silnik jednego z myśliwców.
Do zdarzenia doszło ok. godz. 12 czasu lokalnego, tj. godz. 11 czasu polskiego. Jak relacjonowali okoliczni mieszkańcy, rozległ się huk eksplozji, a na niebie widoczna była dymu, która ciągnęła się za samolotem. Siła odgłosu była tak duża, że zatrzęsły się szyby w oknach. Mimo tak poważnej awarii, pilotowi udało się bezpiecznie wylądować na płycie wspomnianej bazy lotniczej.
To już kolejny incydent z udziałem rosyjskiego myśliwca na terytorium Białorusi. Pod koniec grudnia ubiegłego roku zapalił się silnik innego MiG-31K, który stał na terenie bazy Maczuliszczy. Nikomu nic się nie stało, ale maszyna została poważnie uszkodzona.
Czytaj też:
Putin i Łukaszenka przed międzynarodowym trybunałem. Ruch Parlamentu EuropejskiegoCzytaj też:
Kanclerz Scholz w roli strusia. Leopardów nie ma i nie będzie – Niemcy poniosą konsekwencje