Jednocześnie prezydent wezwał urzędników, aby pilnie śledzili wypowiedzi zagranicznych osobistości w trakcie ich wizyt w Wenezueli.
"Jak długo będziemy pozwalali osobom z jakiegokolwiek kraju świata, przyjeżdżać do naszego domu i mówić, że panuje tu dyktatura, że prezydent jest tyranem?" - pytał retorycznie Chavez podczas cotygodniowego, niedzielnego wystąpienia telewizyjnego.
"Żaden obcokrajowiec, kimkolwiek będzie, nie może tu przyjeżdżać i nas atakować. Ktokolwiek przybędzie, musimy go wydalić z kraju" - perorował wenezuelski przywódca.
"Mówię o pewnych gentlemanach, którzy przyjeżdżają tu na konferencję" - wyjaśnił.
Chavez nie wymienił nikogo z nazwiska, jednak przypuszczalnie miał na myśli Manuela Espino, meksykańskiego konserwatystę, który na niedawnej konferencji w Caracas skrytykował wenezuelskiego przywódcę za dążenie do niczym nieskrępowanej władzy.
Innym ważnym punktem niedzielnego wystąpienia Chaveza była obietnica, że jego reformy będą respektowały własność prywatną, wbrew obawom bogatych Wenezuelczyków.
pap, ss