26 lutego na białoruskim lotnisku w Maczuliszczach pod Mińskiem doszło do dwóch eksplozji, w wyniku czego uszkodzony miał zostać jeden z nadrożnych rosyjskich samolotów wojskowych wczesnego ostrzegania. Koszt zniszczonej maszyny wyceniono na 330 mln euro.
Po tym, jak ujawniono zdjęcia satelitarne, pojawiły się wątpliwości, czy doszło do uszkodzeń. Analityk zdjęć satelitarnych i geolokalizacji Benjamin Pittet zaznaczył, że gdyby tak się stało, to A-50 mógłby odlecieć do Rosji na konserwację. W innym przypadku powinien kontynuować swoje działania bojowe.
Nowe informacje ws. rosyjskiego samolotu zniszczonego w Białorusi. Wiadomo, co się stało z A-50
W czwartek 2 marca pojawiły się nowe informacje ws. A-50. Grupa „Białoruski Gajun” zajmująca się monitorowaniem aktywności wojskowej w Białorusi poinformowała, że rosyjski samolot wystartował z lotniska w Maczuliszczach. Wkrótce pojawiły się kolejne doniesienia, że maszyna opuściła białoruską przestrzeń powietrzną i zmierza do zakładu naprawy samolotów w Taganrogu.
Pojawił się również propagandowy film z kołowania A-50 po pasie startowym. Celem było pokazanie, że z rosyjskim samolotem wojskowym nie stało się nic złego. „Białoruski Gajun” podkreślił, że „sprawny samolot nie musi latać do naprawy”. „Uderzenie w jeden z najdroższych rosyjskich samolotów to niezły cios w wizerunek rzekomo wszechwładnego reżimu Aleksandra Łukaszenki i rosyjskiej armii” – wskazano.
Uderzenie w jeden z najdroższych rosyjskich samolotów. Masowe oburzenie rosyjskich blogerów
Stowarzyszenie BYPOL, opozycyjna inicjatywa byłych wojskowych i funkcjonariuszy, które wzięło na siebie odpowiedzialność za organizację i uszkodzenie rosyjskiego samolotu wojskowego, pokazało film. Widać na nim drona, który wleciał na lotnisko i wylądował na A-50, a potem spokojnie odleciał. Nagranie najprawdopodobniej zostało wykonane przed atakiem. Film wywołał jednak masowe oburzenie rosyjskich blogerów wojskowych, którzy wskazują na całkowitą porażkę obrony przeciwlotniczej.
Czytaj też:
Putin wspomniał o możliwej porażce. Propagandyści nie chcą o tym słyszeć. „Idziemy dalej!”