Charków, drugie co do wielkości miasto Ukrainy, jest jednym z najbardziej gnębionych przez Rosjan. Kreml był przekonanych, że to miasto zostanie włączone do Rosji łatwo i szybko, bo przecież to tu w 2014 roku odbywał się antymajdan, nastroje były mocno prorosyjskie i wydawało się, że to uniwersyteckie miasto będzie trzecią, po Ługańsku i Doniecku, samozwańczą republiką.
Tymczasem przez lata wojny na wschodzie Ukrainy w Charkowie bardzo wiele się zmieniło. Łącznie z tym, że w mieście, w którym niemal niemożliwe było usłyszeć ukraiński na ulicy, teraz jest zupełnie inaczej, co nie znaczy, że po rosyjsku nikt tu nie rozmawia.
Duża część Charkowa jest kompletnie zniszczona, ale wiele osób, które wyjechały zaraz po rozpoczęciu pełnoskalowej agresji Rosji w Ukrainie, postanowiło wrócić do domu, zwłaszcza po wyzwoleniu jesienią obwodu charkowskiego.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.