Wtorek 14 marca upłynął w Gruzji pod znakiem protestów. Na ulice Tbilisi wyszli zwolennicy grupy Alt-Info, która ma silne powiązania z Kremlem. Dołączyli do nich sympatycy partii Ruch Konserwatywny. Demonstracja była oficjalnie wymierzona w tych, którzy robią wszystko, aby wciągnąć Gruzję w wojnę z Rosją, a także w zagranicznych agentów.
Gwałtowne protesty w stolicy Gruzji
Podczas krytycznej wobec Zachodu, a w szczególności Unii Europejskiej manifestacji, doszło do skandalicznych incydentów. Grupa sympatyków prokremlowskiej organizacji zerwała unijną flagę z budynku parlamentu, a następnie próbowała ją spalić. Koniczna była interwencja policji. Zanim służby podjęły działania, uczestnicy manifestacji w miejsce zerwanej flagi UE, umieścili gruzińską. Nie wisiała ona jednak zbyt długo – po kilku minutach policjanci umieścili przed siedzibą parlamentu charakterystyczną granatową flagę z żółtymi gwiazdami.
To jednak nie uspokoiło nastrojów. Zaledwie kilkanaście minut później uczestnicy manifestacji spalili unijną flagę na centralnym placu w Tbilisi. Co więcej, balkon, na którym powiewała ukraińska flaga, został obrzucony kamieniami. Jeden z nich trafił do pomieszczenia Centrum Studiów Europejskich i Edukacji Obywatelskiej Ilii Czawczawadze.
Władze Gruzji wycofują się z kontrowersyjnej ustawy
Zaledwie kilka dni wcześniejna ulicach Tbilisi odbywały się gwałtowne protesty. Protestowano przeciwko projektowi ustawy o agentach zagranicznych. Nowe przepisy wymagałyby od organizacji finansowanych spoza kraju w wymiarze większym niż niż 20 zarejestrowania się jako „zagraniczni agenci”. Te podmioty, które nie zastosowałyby się do regulacji, musiałyby się liczyć z bardzo wysokimi karami pieniężnymi.
Organizacje zajmujące się prawami człowieka podkreślały, że nowa ustawa jest łudząco podobna do tej, która została w 2012 roku przyjęta przez Rosję i obecnie jest wykorzystywana przez Kreml do tłumienia opozycji. Władze odpierały zarzuty twierdząc, że wzorują się na amerykańskim ustawodawstwie z lat 30. XX wieku. Sprzeciw wyraziła natomiast prezydent Gruzji.
Ostatecznie rząd wycofał się ze swojego pomysłu.
Czytaj też:
Adwokat byłego prezydenta Gruzji ostrzega. „Jeśli tak nie będzie, ten człowiek umrze”