Amerykański Boeing B-52 Stratofortress, bombowiec zdolny do przenoszenia broni konwencjonalnej i nuklearnej po raz drugi w ciągu kilku dni przeleciał nad Litwą. Z danych dostępnych w aplikacji Flightradar24 wynika, że samolot leciał nad Litwą, a następnie wleciał w przestrzeń powietrzną Łotwy, skąd skierował się nad Morze Bałtyckie.
W pewnym momencie maszyna amerykańskich sił powietrznych znajdowała się w odległości zaledwie kilkunastu kilometrów od granicy z obwodem kaliningradzkim.
Odpowiedź Amerykanów?
Mimo braku oficjalnych informacji w tej sprawie, pojawiły się spekulacje, że przelot potężnego bombowca tak blisko granicy z Rosją jest odpowiedzią na incydent, do jakiego doszło nad Morzem Czarnym. We wtorek 14 marca rosyjski myśliwiec Su-27 uderzył w amerykańskiego drona zwiadowczego MQ-9 Reaper i strącił go do morza.
Jeśli faktycznie jest to odpowiedź ze strony USA to jej stonowanie wpisuje się w to, co na temat amerykańskiego i rosyjskiego lotnictwa mówią eksperci.
– Incydent ten, jeśli byłby przeprowadzony celowo, mógłby skutkować eskalacją, Siły zbrojne USA nie tolerują tego typu zachowań. Jednak Amerykanie są profesjonalistami. Wiedzą, że brawura w rosyjskim lotnictwie to norma. W lotnictwie anglosaskim nie ma na nią miejsca, jest zakazana. Tymczasem Rosjanie są dumni z tych dokonań, bo nie mają standardów, które mówią, co można a czego nie – mówił o tym zdarzeniu płk Krystian Zięć w rozmowie z „Wprost”.
Czytaj też:
Dowództwo USA opublikowało nagranie. Tak wyglądała kolizja nad Morzem CzarnymCzytaj też:
Brawurowa akcja nad Morzem Czarnym. Ekspert: To pokazuje, jak wiele ma Rosja dusz do stracenia