Kijów wygrał i świeci do oporu. „Po powrocie ze wschodu można oślepnąć”

Kijów wygrał i świeci do oporu. „Po powrocie ze wschodu można oślepnąć”

Pokaz świetlny na budynku Głównego Urzędu Pocztowego w Kijowie
Pokaz świetlny na budynku Głównego Urzędu Pocztowego w Kijowie Źródło: PAP/EPA / Vladimir Shtanko / Anadolu Agency / ABACA
Reklamy, szyldy, neony, latarnie – jednym słowem wszystko, co tylko może się świecić, świeci się w stolicy Ukrainy do oporu. I nie jest to dziś przejaw braku umiejętności oszczędzania prądu, z czym nasi sąsiedzi do wojny mieli akurat problem, ale pewien rodzaj manifestu. Trochę jak energetyczny gest Kozakiewicza w kierunku Moskwy, która sama nawet przyznała, że faktycznie w Kijowie nie ma już przerw w dostawach prądu. Po roku od wyzwolenia obwodu kijowskiego, sumskiego i czernichowskiego miasto wróciło do niemal normalnego życia, choć nadal trzeba się w nim mierzyć z poczuciem zagrożenia.

Na przełom marca i kwietnia przypada rocznica wyzwolenia trzech północnych obwodów Ukrainy, co było pierwszym wielkim zaskoczeniem dla Zachodu – wszyscy bowiem widzieliśmy i wiedzieliśmy, jak blisko stolicy naszego wschodniego sąsiada udało się dotrzeć orkom.

To właśnie rok temu przeżyliśmy pierwszy gigantyczny szok po rozpoczęciu – to wtedy świat usłyszał pierwszy raz o podkijowskiej Buczy, gdzie orkowie zabili ok. 400 cywilów, a ich ciała jeszcze podczas wyzwolenia leżały na ulicach. To wtedy wielu mogło także nawet po raz pierwszy usłyszeć o zniszczonym Irpieniu i Hostomelu, gdzie umarła Mrija (największy samolot świata), a ruscy palili konie, Czernihowie z symbolicznie rozbitym hotelem Ukraina, Nowej Basani, gdzie na żywca krowom obcinali głowy, Sumach, gnębionej bombami termobarycznymi Ochtyrce, czy Trościańcu, w którym ruski snajper z dachu dworca kolejowego dla zabawy strzelał do przechodniów.

Wszędzie tam byliśmy, wszystko to relacjonowaliśmy niemal każdego dnia we „Wprost”.

Źródło: Wprost