„On był taki miły, taki uczciwy, taki religijny. Mówił tylko o sprawach związanych z religią” – opowiadała Mariam Seif, ciotka żony Mohammeda Odeha. Nie była w tym odosobniona. Według relacji osób go znających ten Saudyjczyk po ślubie z 18-letnia Kenijką mieszkał w jej kraju, a czas dzielił właściwie między pracę, dom i meczet. Modlił się pięć razy dziennie, rzadko kiedy wychodził z domu wieczorami. Brzmi jak wzór męża.
Ale tylko brzmi – bo Odeh jednocześnie był członkiem Al-Kaidy. Jeszcze zanim wziął ślub, jeździł do Afganistanu i Somalii, gdzie brał udział w szkoleniach terrorystycznych. Gdy osiadł w Kenii, związał się w lokalnym oddziałem tej organizacji, był jednym z głównych organizatorów zamachu na ambasadę USA w Nairobi 7 sierpnia 1998 r. Od wybuchu zbudowanej przez niego bomby zginęło wtedy 213 osób, w tym 12 Amerykanów. Niezwykła skuteczność jak na człowieka, który „mówił tylko o sprawach związanych z religią”.
Jak to możliwe, że Odeh zdołał tak doskonale wszystkich zmylić – do tego stopnia, że do dziś jego żona jest przekonana, że nie miał nic wspólnego z zamachem na ambasadę? Odpowiedź brzmi: bo został świetnie przeszkolony. W arkana terroryzmu wprowadzał go Seif al-Adl, twórca obozów szkoleniowych dla adeptów dżihadyzmu w Afganistanie i Somalii. Obozów, przez które przeszedł nie tylko Odeh, ale duża część terrorystów, którzy przeprowadzili zamachy na całym świecie na przełomie XX i XXI wieku.
Seif al-Adl przez te wszystkie lata znajdował się w gronie najważniejszych przywódców Al-Kaidy. Teraz został wyznaczony na jej szefa. Co to oznacza dla świata?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.