Z Viktorią spotykamy się w Kramatorsku, ustalając szczegóły na następny dzień. Zbliżała się prawosławna Wielkanoc, ale na Donbasie nikt się kalendarzem nie przejmuje. Jej telefon nie przestaje dzwonić i wysyłać powiadomień. Umawiamy się na sobotę.
– Córka chce zabrać mamę z Czasiw Jaru do Kramatorska, pojedzie z nami – mówi Viktoria.
Umawiamy się na konkretną godzinę, ale jak to na wojnie – plany się zmieniają. Rano Viktoria mówi, że mama nakrzyczała na córkę, że nigdzie nie jedzie, więc jedziemy sami.
Viktoria i Wołodymyr, z którym pracuje, po raz kolejny będą namawiać kobietę na wyjazd z Czasiw Jaru, miasta, które wygląda jak Bachmut w listopadzie czy grudniu ubiegłego roku. Miasta, które non stop jest ostrzeliwane, bo znajduje się niespełna 15 km od Bachmutu, a dzielnica Kanał to może 7-8 km od miejsca najcięższych obecnie walk.
Spotykamy się w sobotę w umówionym miejscu i ruszamy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.