Krystyna Romanowska: Chińska matura zaczyna się w czerwcu, kiedy kończy się polska i de facto różni się od polskiego egzaminu... właściwie wszystkim.
Maria Barcz: To prawda. Zdanie matury, czyli gaokao, jest dla chińskich uczniów być albo nie być. I to bez żadnej przesady. Zdanie tego egzaminu decyduje o dalszym życiu młodego człowieka. Wynik matury stanowi przepustkę do kariery i lepszego życia. Tylko około 0.2 proc. osób z najlepszymi ocenami (wyrażonymi w punktach) dostanie się na kilka najwyżej ocenianych chińskich uniwersytetów gwarantujących prestiżową pracę. Kilku pojedzie na amerykańskie uniwersytety, a jeżeli wrócą – chińscy pracodawcy będą o nich konkurować.
Niepowodzenie na maturze to porażka, której w zasadzie nie da się wymazać z życiorysu.
Determinuje nie tylko przyszłe zarobki, perspektywy kariery, lecz może wpłynąć również na sprawy osobiste. Bo jest mało prawdopodobne, żeby dobra partia, a w Chinach wciąż myśli się w takich kategoriach, zechciała związać się z nieudacznikiem, który ledwo ten egzamin zaliczył. Zakres tych egzaminów jest niezwykle szeroki. Można powiedzieć, że do gaokao Chińczycy przygotowują się kilkanaście lat.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.