"USA obaliły reżim talibów, aby odebrać Al-Kaidzie schronienie. Prawie sześć lat później cel ten nie został osiągnięty. Na znacznym terytorium Afganistanu polecenia prawowitego rządu Hamida Karzaja nie są słuchane, a bojownicy talibscy działają swobodniej niż siły NATO, które mają wspierać Karzaja.
Jest jasne, czego potrzeba Afganistanowi: więcej wojsk NATO, które dysponuje tam zbyt ograniczonymi środkami i stąd zdane jest na ataki z powietrza, w których często giną cywile - co przysparza koalicji kolejnych wrogów; więcej starań, by porozumieć się z wspierającymi talibów plemionami pasztuńskimi; mniej korupcji; prób rozwiązania za obopólną zgodą problemu uprawy maku, tak by pozbawiani tego źródła utrzymania wieśniacy nie trafiali do obozów talibów".Niemiecki dziennik "Berliner Zeitung" cytuje oświadczenie ministra stanu w niemieckim MSZ Gernota Erlera, który mówi, że Niemcy nie wykluczają zwiększenia swego kontyngentu wojskowego, uczestniczącego w misji pokojowej w Afganistanie. Erler zaznaczył jednak, iż zanim zapadłaby taka decyzja, należałoby zastanowić się, czy w istniejących już obecnie ramach nie udałoby się przyśpieszyć procesu szkolenia rodzimych afgańskich sił bezpieczeństwa.
Minister dodał, że Niemcy pozostaną w Afganistanie mimo niedawnego tragicznego zamachu w Kabulu, w którym zginęło trzech niemieckich policjantów. Przyznał jednak, że rządowi do tej pory nie udało się przekonać społeczeństwa niemieckiego co do potrzeby udziału Niemiec w misji pokojowej w tym kraju Azji Środkowej.
Erler nie wykluczył też, że perspektywicznie niemieccy żołnierze mogliby szkolić armię afgańską nie tylko na północy kraju jak to czynią obecne lecz także i na południu Afganistanu.
Niemiecki kontyngent wojskowy w Afganistanie wynosi obecnie 3 600 żołnierzy.pap, em