Armia rosyjska zabiła na Ukrainie 484 dzieci. Są to udokumentowane dane dotyczące dzieci dotkniętych inwazją na pełną skalę. W rzeczywistości liczba zabitych i rannych dzieci jest znacznie wyższa, bo m.in. w obwodzie donieckim w przypadku Mariupola i Wołnowachy nie ma żadnych miarodajnych, a więc i oficjalnych danych, jeśli chodzi o śmierć cywilów.
Władze Mariupola bardzo ostrożnie mówią o 20 tysiącach możliwych zabitych przez Rosjan cywilów, organizacje międzynarodowe podają szacunkowo nawet dwukrotnie większe liczby.
Dziś Międzynarodowy Dzień Dziecka. 1 czerwca z założenia ma symbolizować miłość i bezpieczeństwo dla tych najmniejszych, najmłodszych, którzy mają być naszą przyszłością. Żadne z dzieci, nie tylko w Ukrainie, nie powinno cierpieć w cywilizowanym (podobno) świecie z powodu wojny. Tymczasem nie tylko w Ukrainie, ale też m.in. w Syrii czy Jemenie wiele dzieci nie zna innego świata niż wojenna rzeczywistość, w której się rodzą i która zabiera im dzieciństwo, kradnie radość niewinnej młodości.
Gdy kilka dni temu patrzyłam na dzieci biegnąca do schronu w Kijowie podczas alarmu z powietrza, po pierwszej eksplozji, miałam w oczach łzy. Bezradności, złości i żalu, że w XXI wieku, w środku Europy, oglądamy takie obrazki.
Te piszczące i przerażone dzieci są skrzywdzone już do końca życia i nic tego nie cofnie.
Ale gdyby zachodnia pomoc znajdowała się w Ukrainie w odpowiednim czasie, a nie z nieodpowiednim opóźnieniem, może już byśmy tych obrazków nie oglądali.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.