– Jeśli ich widzimy, to oni to wiedzą, a wtedy też tak chętnie nie wychodzą ze swoich okopów, by w nas strzelać, bo to wbrew pozorom nie roboty, a ludzie, w których jest taki sam strach, jak w każdym – mówi Majak ze 103. Brygady, gdy siedzimy w blindażu na „zerówce”, a łączność radiowa uspokaja, że to, co słyszymy, to na szczęście nie wrogi dron.
Rudik, zastępca dowódcy roty, pokazuje po drodze na pozycje nowe zniszczenia w mijanej przez nas wsi, ostatniej, wysuniętej najbliżej frontu, gdzie wciąż mieszkają cywile.
– Tego, tego i tego jeszcze wczoraj nie było – wylicza.
Jeden budynek wciąż się pali, co oznacza, że przylot był stosunkowo niedawno. Po drodze w ostatniej chwili mijamy jamę, również nową – to efekt pracy moździerzy, których zasięg pokazuje, jak blisko linii frontu już jesteśmy. Rano ostrzelane zostały z granatników dwie z pozycji pododdziału, z którym pracuję od ponad pół roku. Tym razem na szczęście nikomu nic się nie stało, ale w sąsiedniej, 32. Brygadzie, nie wszyscy mieli już niestety tyle szczęścia.
Źródło: Wprost
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.