Podczas wiecu w czwartek Alberto Núñez Feijóo oskarżył wicepremier i minister pracy Yolandę Díaz o fałszowanie danych dotyczących zatrudnienia w Hiszpanii. Stwierdził, że podczas gdy rząd koalicyjny pod przywództwem socjalistów próbował przedstawić pracowników zatrudnionych na umowach tymczasowych jako pracowników, „prawda tkwi w upiększonych danych dotyczących zatrudnienia”.
– Patrząc na wicepremier, która jest odpowiedzialna za zatrudnienie, wie dużo o makijażu. Nie ma co do tego wątpliwości. Dużo, więcej niż kiedykolwiek – stwierdził. Dwuznaczny komentarz Feijóo to kolejna z serii jego wpadek. Najpierw został przyłapany przez dziennikarza na nieprawdziwych twierdzeniach dotyczących osiągnięć jego partii w zakresie poziomu emerytur, a później mierzył się z pytaniami dotyczącymi jego relacji ze znanym handlarzem narkotyków z jego rodzinnego regionu, Galicji. Następnie musiał przerwać kampanię z powodu bólu pleców i zrezygnował z udziału w debacie między liderami partii w środę wieczorem.
Czy Hiszpanię czeka rewolucja?
Niedzielne wybory w Hiszpanii mogą przynieść prawdziwy przewrót na scenie politycznej. Partido Popular po ewentualnym zwycięstwie może zawrzeć koalicję ze skrajną prawicą, partią Vox Santiago Abascala. Inny scenariusz zakłada impas, jeśli żadna z partii nie uzyska wyniku pozwalającego na samodzielne rządy lub nie uda się zawiązać większościowej koalicji.
Yolanda Diaz, obecna wicepremier, jest liderką lewicowej koalicja Sumar. „Szefowa ugrupowania nie waha się ostro krytykować konkurencji. W swoich publicznych wystąpieniach wielokrotnie podkreślała, że przejęcie władzy przez Santiago Abascala i jego świtę oznacza dla Hiszpanii powrót do ciemnych lat frankistowskiej dyktatury. Oskarżała też szefa Vox o łamanie konstytucji i rasizm” – pisała we „Wprost” Anna Mokrzanowska.
Czytaj też:
Pomnik Jana Pawła II elementem kampanii wyborczej w Hiszpanii