Wchodzę do kuchni jego restauracji na Sałtiwce. Nie widzieliśmy się wiele miesięcy, odkąd zamieszkałam na froncie. Rzucam ukraińskie „dzień dobry” i pytam nieśmiało, czy mnie pamięta. Fuminori Tsuchiko, drobny 75-latek z Tokio, zrywa się z krzesła i składa charakterystyczny japoński ukłon. – Karolina z Polski – uśmiecha się szeroko.
Fumi Cafe na Sałtwice Północnej, najbardziej zniszczonej dzielnicy Charkowa, jakieś 35 kilometrów od granicy z agresorem – Rosją, kilkaset metrów od ostatniej stacji metra, Herojów Pracy (Bohaterów Pracy). To ostatnia stacja, gdzie mieszkali lub chronili się w czasie bombardowań ci, którzy nie opuścili tego drugiego co do wielkości miasta Ukrainy. Miasta, które miesiącami cierpiało rosyjskie katusze, i które było jednym z najczęściej bombardowanych. Do czasu wyzwolenia obwodu charkowskiego we wrześniu 2022 roku północna część miasta, czyli właśnie Sałtiwka, którą zamieszkiwało wcześniej ok. pół miliona ludzi, była nie tylko w zasięgu rakiet, ale także artylerii, co zresztą widać na każdym kroku.
Źródło: Wprost
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.