Ukraińcy też popełniają błędy. Nie mogą za wszystko winić mediów

Ukraińcy też popełniają błędy. Nie mogą za wszystko winić mediów

Ukraińscy żołnierze
Ukraińscy żołnierze Źródło: Newspix.pl / ABACA
Podobno nie myli się ten, co nic nie robi. Jednak nie zawsze należy wcielać tę maksymę w życie, czego dobitnym przykładem była wystawa wojskowych dronów w Czernihowie. Kosztowała ona bowiem życie siedmiu osób a ponad 150 zostało rannych.

Ostatnio pojawiły się informacje opublikowane przez szwajcarską gazetę „Le Temps” o tym, że Ukraina miała całkowicie zakazać obecności dziennikarzy na froncie. Za wyjątkiem tych, którzy mają zezwolenie podpisane przez Naczelnego Dowódcę Sił Zbrojnych, generała Wałerija Załużnego. Jeśli to się potwierdzi, Kijów kolejny raz będzie musiał sobie radzić z wizerunkowym kryzysem, oskarżeniami o cenzurę i utrudnianie pracy mediom – zresztą nie pierwszy raz, bo takie działania podejmowane były już wielokrotnie. Podział kraju na czerwone, żółte i zielone strefy doprowadził do nagrania wideoprotestu ukraińskich dziennikarzy (czerwona strefa to zakaz wjazdu dla mediów, ale miała być gotowa „lista wyjątków”), a w ubiegłym roku jeden z najsłynniejszych frontowych korespondentów, Jurij Butusow, któremu zakazano wyjazdów do strefy walk napisał:

Wojna jest teraz ważniejsza niż polityka, ale jeśli nie odwołacie od razu swojej haniebnej instrukcji, zacznę pisać coś o polityce i zajmę się tymi, którzy nie wyłazili z bunkra i z biura przez trzy miesiące...

Jeśli bowiem ktoś myśli, że tego typu zakazy dyktowane są tylko i wyłącznie względami bezpieczeństwa – jest w błędzie. W przypadku, o którym pisze „Le Temps” chodzi głównie o krytykę kontrofensywy. I nieważne, kto ją uskutecznia – ukraińskie władze skutecznie wkładają media do jednego worka, co może im się odbić czkawką, gdy wojna bez relacji dziennikarzy, a tylko z propagandowym przekazem, stajnie się wojną zapomnianą, jak po 2014 roku.

Źródło: Wprost