W środę 13 września na słowackiej autostradzie D1, łączącej Pragę z Koszycami, miał miejsce wypadek samochodu dostawczego na polskich numerach rejestracyjnych. Kierowca z nieznanych przyczyn zjechał z drogi i uderzył w drzewo. Pojazd pokonał barierki energochłonne oddzielające jezdnię od zieleni. Zginęli rodzice w wieku 35 lat, ich 4-letnie dziecko oraz 62-letnia pasażerka. Ocalało jedynie pięciomiesięczne dziecko.
Cztery osoby z Polski zginęły w wypadku na Słowacji, przeżyło niemowlę
Okazało się, że młode małżeństwo z dziećmi i teściową mężczyzny wracali z dwutygodniowych wakacji z Chorwacji – poinformował „Fakt”. Pan Artur od dziecka jeździł tam z rodzicami. Tym razem w podróż z najbliższymi pojechał samochodem dostawczym, aby zmieścić wózki dziecięce. Polska rodzina w drogę powrotną do kraju wyjechała w nocy, bo pani Estera źle znosiła podróż. Nie wiadomo, czy do tragedii doszło, bo kierowca zasnął za kierownicą, czy zepsuł się samochód.
Na godzinę przed wypadkiem pan Artur rozmawiał ze swoimi rodzicami. Rodzina zatrzymała się wtedy, aby nakarmić dzieci i odetchnąć na chwilę przed dalszą podróżą. Byli wówczas 2,5 godz. od domu. – Wszyscy już na nich czekali w domu – ujawnił członek rodziny. – Żeby chociaż któreś z rodziców przeżyło. Pan Bóg jednak chciał inaczej – stwierdziła z kolei znajoma rodziny.
Tragedia w Lipowej. „Ziemia ugięła się pod nogami”
Osoba z rodziny pana Artura przyznała, że „ziemia im się ugięła pod nogami, gdy dowiedzieli się o tym, że prawie wszyscy nie żyją”. Wójt gminy Lipowa złożył kondolencje rodzinie. – Łączę się w bólu. To niewyobrażalna tragedia – skomentował Jan Góra. Tragedią wstrząśnięci są również mieszkańcy Lipowej, skąd pochodziły ofiary tragicznego wypadku.
Czytaj też:
Czołowe zderzenie dwóch samochodów na DK75. 11 osób rannych, kierowca jednego z aut zbiegłCzytaj też:
Tragedia na Pomorzu. Dwaj strażacy zginęli w drodze do śmiertelnego wypadku