– Dowodzenie jest fatalne, logistyka jest fatalna, nie mamy czym strzelać, czasem nie mamy co jeść, a oni bawią się w politykę – mówi mi Jarosz ze 138. Batalionu, który walczy w rejonie kupiańskim. – Mam wrażenie, że zapachem trupa przesiąkłem już do kości, od dłuższego czasu nie możemy wyciągnąć szczątków martwego kolegi, bo Rosjanie ciągle strzelają, gdy podchodzimy, a z niego został już tylko nieśmiertelnik.
Jesteśmy traktowani jak mięso armatnie i nikogo już nie obchodzimy.
A ja walczę po to, by moje dzieci nie musiały walczyć za kilka lat, a mam ich troje. W wojsku jestem od 15 lat, walczę od 2014 roku i myślę, że one też będą walczyć, bo Rosja nie odstąpi, a nasza władza to albo się z nimi po cichu dogadała, albo nie wiem, co robi dla zwycięstwa. Wiem natomiast, że jak będą się nasilać głupie, polityczne przepychanki, to z pomocą z Zachodu będzie jeszcze gorzej i trudniej niż teraz – żali się żołnierz, który na oko nie ma więcej niż 40 lat.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.