31-letnia Maleesa Mooney i 32-letnia Nichole Coats mieszkały w luksusowych apartamentowcach w centrum Los Angeles, niecałą milę od siebie. Obie pracowały jako modelki, a ich rodziny po raz ostatni rozmawiały z nimi 7 września – podaje portal Vice. Trzy dni później Coats została znaleziona martwa w swoim mieszkaniu przez rodzinę, którą zaniepokoił brak odpowiedzi na telefony i SMS-y.
Podobnie sytuacja wyglądała z Mooney, którą policja znalazła martwą 12 września. Jej rodzina także zaczęła podejrzewać, że coś się stało, po tym jak 31-latka przestała odczytywać wiadomości. Policja uznała, że Mooney została zamordowana, a przyczyny śmierci Coats są wciąż ustalane przez koronera. Na razie okoliczności nie wskazują, że została zabita. Podobieństwa pomiędzy zgonami modelek podsyciły spekulacje i strach, że za ich śmiercią stoi seryjny morderca.
Alarmujące podobieństwa ws. śmierci dwóch modelek. LAPD ucina spekulacje
Departament policji w Los Angeles podkreślił, że jak do tej pory nie odkryto żadnych dowodów łączących śmierci obu kobiet. Rzecznik LAPD nie chciał ujawniać szczegółów dochodzenia każdej ze spraw, powołując się na dobro toczących się postępowań. Rodzina Coats zaznaczyła, że gdy po raz ostatni rozmawiała z 32-latką, ta miała kolejnego dnia iść na randkę.
May Stevens, ciotka Coast, przyznała, że modelka została znaleziona w zakrwawionym łóżka z jedną nogą w górze – podał serwis Atlanta Black Star. – Nie mogłam jej rozpoznać. To nie jest ktoś, kto po prostu położył się w łóżku i umarł – stwierdziła. O tym, że 31-latka została zamordowana, jest także przekonana matka Coast. Dodała, że nie spocznie, dopóki zabójca jej córki nie zostanie odnaleziony. 31-letnia modelka do swojego apartamentowca miała wprowadzić się miesiąc przed śmiercią.
Czytaj też:
Kanye West uprawiał seks na łódce? Został przyłapany w WenecjiCzytaj też:
L’émotions: wystawa sensualnych fotografii 51. wyjątkowych kobiet