W centrum miasta od rana gromadziły się tłumy - mnisi i ludzie świeccy. Według szacunkowych obliczeń na ulice wyszło łącznie 70 tys. osób. Siły bezpieczeństwa zagroziły podjęciem "akcji ekstremalnych".
Po południu (przed południem czasu polskiego) do zajść dochodziło w co najmniej trzech punktach miasta. Tysiące ludzi, w tym wielu mnichów, zgromadziły się na zamkniętej przez wojsko i policję drodze, prowadzącej do jednej z głównych świątyń buddyjskich miasta - pagody Sule. Właśnie tam śmiertelnie ugodzony kulami został 50-letni japoński kamerzysta. Według naocznych świadków śmierć poniósł jeszcze jeden zagraniczny fotoreporter.
Ponad dwa tysiące demonstrantów przyszło pod położony kilka kilometrów dalej klasztor Ngwe Kyar Yan, gdzie w nocy w czasie akcji służb bezpieczeństwa pobito i aresztowano ponad 200 mnichów. Policja użyła gazów łzawiących przeciw ludziom, którzy ich bronili.
Mnisi domagają się poprawy warunków życia Birmańczyków i powrotu demokracji w kraju, rządzonym od 45 lat przez junty wojskowe. Są to największe antyrządowe działania w Birmie od 1988 roku, kiedy to junta brutalnie rozprawiła się z domagającymi się demokracji manifestantami, zabijając w Rangunie trzy tysiące osób.
Niezwłocznego zaprzestania brutalnych represji zażądały Stany Zjednoczone, Unia Europejska i Parlament Europejski, grożąc w czwartek sankcjami reżimowi birmańskiemu.
PE wezwał Rosję i Chiny, by zaprzestały blokować w Radzie Bezpieczeństwa ONZ potępienie brutalnego tłumienia pokojowych manifestacji w Birmie. Zaapelował też do "27 państw członkowskich UE o pilne skontaktowanie się z USA, ASEAN-em i innymi członkami wspólnoty międzynarodowej, by przygotować skoordynowaną serię dodatkowych posunięć, w tym konkretnych sankcji gospodarczych" przeciw juncie birmańskiej.
Rada Bezpieczeństwa ONZ wezwała w środę birmańskie władze do podjęcia pilnej współpracy ze specjalnym oenzetowskim wysłannikiem. Nie potępiła jednak oficjalnie wydarzeń w Rangunie z powodu sprzeciwu Chin i Rosji, które uważają, że konflikt w Birmie jest sprawą wewnętrzną, która nie zagraża pokojowi ani bezpieczeństwu międzynarodowemu, a więc pozostaje poza mandatem Rady Bezpieczeństwa.
USA zażądały od junty birmańskiej niezwłocznego położenia kresu "stosowaniu przemocy wobec pokojowych demonstracji". "Rząd birmański nie powinien stawać na drodze dążenia do wolności manifestowanego przez naród" - oświadczył rzecznik Białego Domu Gordon Johndroe.
Chiny, Australia i inne kraje świata wezwały juntę, by nie podejmowała nieprzemyślanych działań i nawiązała dialog z opozycją.
Laureat pokojowej Nagrody Nobla, były prezydent Lech Wałęsa, inicjator apelu do wojskowych władz Birmy o podjęcie rozmów ze społeczeństwem oświadczył, że jest gotów osobiście pomóc w rozwiązaniu kryzysu w tym azjatyckim kraju.
Pod listem do władz Birmy podpisało się kilkunastu uczestników Okrągłego Stołu w 1989 r., oprócz Wałęsy m.in. gen. Wojciech Jaruzelski, Bronisław Geremek, Aleksander Kwaśniewski, Tadeusz Mazowiecki.pap, ss, ab