Świadkowie, cytowani przez agencję Reutera twierdzą, że żołnierze otworzyli ogień do ludzi demonstrujących w Rangunie. Odgłosy strzałów słychać było w rejonie zamkniętej przez wojsko pagody Sule, gdzie w czwartek doszło do krwawej konfrontacji demonstrantów z wojskiem.
Liczbę demonstrantów, którzy w piątek wyszli na ulice, ocenia się łącznie w różnych punktach miasta na dziesięć tysięcy.
Rano w piątek władze ogłosiły "strefami zamkniętymi" rejon pięciu głównych klasztorów buddyjskich i najważniejszych świątyń w Rangunie, będących głównymi ośrodkami akcji protestacyjnych mnichów przeciwko juncie birmańskiej.
Od świtu do centrum miasta wjeżdżały wypełnione żołnierzami ciężarówki a specjalne oddziały policji budowały zasieki z drutu kolczastego i drewna wokół Sule. Podobnie odcięta została inna główna ranguńska świątynia buddyjska - pagoda Szwedagon.
Ograniczono publiczny dostęp do Internetu. W Rangunie nie działają kawiarenki internetowe, a dostawcy usług internetowych nie odpowiadali na telefoniczne żądania wyjaśnień.
Wojskowe władze Birmy kontynuują też obławę na dziennikarzy. W ciągu ostatnich tygodni wydaliły z kraju dziesiątki cudzoziemców za obserwowanie lub fotografowanie antyrządowych manifestacji. W czwartek żołnierze szukali w ranguńskich hotelach dziennikarzy zagranicznych, którzy wjechali do kraju na podstawie wiz turystycznych. W czwartek wśród dziewięciu ludzi zabitych przez wojsko w Rangunie znalazł się japoński fotoreporter. W piątek aresztowano Birmańczyka, pracującego dla jednego z japońskich dzienników.
W Birmie od półtora tygodnia trwają masowe protesty przeciwko pogorszeniu się warunków życia po sierpniowych drastycznych podwyżkach cen paliw. Demonstranci, wśród nich mnisi buddyjscy, domagają się też powrotu demokracji w kraju rządzonym od 45 lat przez junty wojskowe.ab, pap