Tankowanie w powietrzu, czyli nowy etap rosyjskiego terroryzmu

Tankowanie w powietrzu, czyli nowy etap rosyjskiego terroryzmu

Rosyjskie naddźwiękowe myśliwce MIG-31 K przelatujące nad Kremlem podczas próby przed paradą powietrzną z okazji Dnia Zwycięstwa w Moskwie
Rosyjskie naddźwiękowe myśliwce MIG-31 K przelatujące nad Kremlem podczas próby przed paradą powietrzną z okazji Dnia Zwycięstwa w Moskwie Źródło: PAP/EPA
MiG-31K brzmi w Ukrainie jak jedno z najgorszych przekleństw. Ciężki, naddźwiękowy myśliwiec rodem z piekła, czyli Rosji, od początku pełnoskalowej wojny, gdy tylko wystartuje, powoduje alarm w całym kraju. A teraz, gdy Rosjanie tankują go w powietrzu, jest jeszcze gorzej.

Gdy w aplikacji notującej alarmy z powietrza cała mapa Ukrainy świeci się na czerwono, to w 99 proc. przypadków oznacza start myśliwca MiG-31K z terytorium Białorusi (ten 1 proc. to atak rakietowy ze wszystkich możliwych kierunków). Dlaczego jego poderwanie powoduje wycie syren we wszystkich obwodach naszego wschodniego sąsiada? Bo to samolot zdolny do przenoszenia ponaddźwiękowych Kindżałów, 4,5-tonowych rakiet, które do maja tego roku uznawało się za niemożliwe do zestrzelenia przez obronę przeciwlotniczą. Wtedy Ukraińcy pokazali, że dla nich na tej wojnie nie ma rzeczy niemożliwych i zaczęli niszczyć hipersoniczne pociski Ch-47M Kindżał serwowane przez moskiewskiego agresora.

Dlaczego akurat ten pocisk budzi taką panikę? Ma zasięg 2000 km, a więc z automatu cały kraj jest zagrożony atakiem, no i jest niesamowicie szybki, stąd problemy z jego zestrzeleniem.

Źródło: Wprost