Jednocześnie zwolniono grupę około 80 mnichów buddyjskich, zatrzymanych w jednym z klasztorów Rangunu w czasie demonstracji - podaje agencja Reutera. W sumie - powiedział agencji jeden ze zwolnionych, około 20-letni, wyraźnie zastraszony mnich - z klasztoru Mingala Yama wywieziono 96 braci. W nocy z wtorku na środę do klasztoru odwieziono z powrotem 80 z nich. Nie wiadomo, co stało się z pozostałymi mnichami.
Zdaniem młodego buddysty, w areszcie przebywa nadal kilkuset mnichów z co najmniej 15 ranguńskich klasztorów. Zwolniony mnich ujawnił, iż jego grupa była przetrzymywana na terenie budynku uczelni technicznej w północnej części Rangunu. Mnisi byli intensywnie przesłuchiwani - w trakcie przepytywania przez służby bezpieczeństwa obrażano ich. Nie poddawano natomiast fizycznym torturom. Wszyscy dostawali dwa skromne posiłki dziennie.
Jak podaje w środę rano agencja Reutera, w Rangunie nadal trwa fala aresztowań. W nocy z wtorku na środę wyjechało z miasta w nieznanym kierunku co najmniej osiem ciężarówek z zatrzymanymi ludźmi. Liczbę aresztowanych w nocy opozycja ocenia na co najmniej 147 osób.
Według naocznych świadków, w domu położonym niedaleko buddyjskiej świątyni Szwedagon, gdzie gromadzili się demonstranci, pozostała tylko 13-letnia dziewczynka; jej rodzinę wywieziono w nocy.
Po Rangunie krążą bojówki, nadal szukające ukrywających się przed władzami opozycjonistów i mnichów - uczestników antyrządowych wystąpień. Stosowana jest taktyka zastraszania mieszkańców Rangunu, a także wpływowego ośrodka buddyjskiego Mandalay. Po ulicach obu miast krążą samochody, z których przez megafony nadawany jest komunikat, iż armia nadal poszukuje uczestników buntu i posiada zdjęcia, umożliwiające identyfikację manifestantów - pisze agencja Associated Press.
Opozycja birmańska twierdzi, że wbrew twierdzeniom junty, iż na ulicach Rangunu w czasie demonstracji zabito 10 osób, faktycznie zginęło co najmniej 200 ludzi. Liczba aresztowanych - jak ocenia opozycja - sięga sześciu tysięcy osób.pap, ss