Zdezorbitowany w 2011 roku satelita ERS-2 ma wejść w orbitę naszej planety około godziny 12:13 czasu polskiego. Należy jednak wziąć pod uwagę, że są to szacunki obarczone 15-godzinnym błędem. Mowa bowiem o jednostce, która jest pozostawiona sama sobie i nie jest w stanie wykonywać żadnych manewrów.
Satelita ERS-2 spłonie w atmosferze
Ruchy ERS-2 cały czas obserwuje właściciel satelity, Europejska Agencja Kosmiczna. To właśnie ESA uprzedziła o ponownym wejściu tego obiektu w atmosferę ziemską. Zależnie od różnych czynników, m.in. aktywności słonecznej, może dojść do różnego stopnia rozpadu satelity. ESA uspokaja jedna, że ważąca 2294 kilogramów konstrukcja jest podobna do innych kosmicznych śmieci, które średnio co tydzień wchodzą w atmosferę naszej planety.
Eksperci przewidują, że ERS-2 rozpadnie się na wysokości około 80 km nad Ziemią. Prawie w całości ma spłonąć w atmosferze. Nieznaczne pozostałości mogą jednak spaść na ziemię, najprawdopodobniej do oceanu. Według zapewnień ESA, nie będą zawierać żadnych szkodliwych substancji.
Szczątki ERS-2 spadną na Ziemię
Misja ERS-2 rozpoczęła się 21 kwietnia 1995 roku. W swoich czasach był to jeden z najbardziej zaawansowanych satelitów tego typu, opracowanych w Europie. Razem z ERS-1 zbierał dane dotyczące zasięgu pokrywy lodowej, temperatury lądów i oceanów oraz pomagał w2 obserwacji kataklizmów w mniej dostępnych rejonach Ziemi. Zgromadzone przez niego dane wciąż znajdują zastosowanie.
Decyzję o zdezorbitowaniu satelity podjęto w 2011 roku, celem ograniczenia liczby kosmicznych śmierci. Doprowadzono do wypalenia resztek paliwa, a następnie obniżono wysokość ERS-2. Zgodnie z planem, miał on ponownie wejść w atmosferę Ziemi w ciągu 15 lat. Naukowcy policzyli, że szanse uderzenia człowieka przez szczątki tego satelity wynoszą 1 do 100 miliardów.
Czytaj też:
Na dnie oceanu znaleziono góry. Niezwykłego odkrycia dokonano przypadkiemCzytaj też:
Grenlandia jest coraz bardziej zielona. Naukowcy biją na alarm