"Nasza przyjaźń i sojusz są silne" - oświadczył Sarkozy. Przypomniał historyczne związki łączące Francję i Amerykę, m.in. udział markiza La Fayette'a w amerykańskiej wojnie o niepodległość i rolę wojsk USA w wyzwoleniu Francji spod okupacji hitlerowskiej w czasie II wojny światowej.
"Chcę wam powiedzieć, że ilekroć żołnierz amerykański ginie gdzieś na wojnie na świecie, myślę o tym, co armia amerykańska zrobiła dla Francji. Myślę o nich i jestem smutny, tak jak jest się smutnym po stracie członka rodziny" - powiedział francuski gość.
Udekorował także francuskim orderem Legii Honorowej amerykańskich weteranów II wojny światowej, m.in. senatora Daniela K. Inouye z Hawajów, który stracił rękę w kampanii włoskiej.
Francuski prezydent zapewnił, że jego kraj pozostanie "militarnie zaangażowany" w Afganistanie "tak długo, jak będzie trzeba". "Mówię to uroczyście przed wami - dla mnie porażka nie wchodzi w grę" - oświadczył, zapewniając, że "Ameryka może liczyć na Francję w walce z terroryzmem". "(...) nie boimy się tego nowego barbarzyństwa" - zaznaczył.
Słowa Sarkozy'ego w Kongresie kilkakrotnie przerywała burzliwa owacja. Gorące przyjęcie kontrastowało z tym, z jakim spotkał się Chirac w czasie wystąpienia na Kapitolu w 1996 r.
W proteście przeciw francuskiej próbie atomowej na Pacyfiku większość członków Kongresu zbojkotowała wtedy jego przemówienie - obecnych było tylko 100 (na 435) i trzeba było zapełnić wiele miejsc urzędnikami biur parlamentarnych, aby sala nie wyglądała na pustą.
Poprzednik Sarkozy'ego, Jacques Chirac pozostawał także w złych stosunkach z prezydentem George'em W. Bushem na tle inwazji na Irak, której Francja nie poparła, a także i innych spornych spraw, jak np. ocieplenie klimatu.
W odróżnieniu od niego Sarkozy, od dawna znany jako "Sarko the American". Wielokrotnie wyrażał podziw dla skrajnie wolnorynkowego amerykańskiego modelu ekonomicznego i amerykańskiego stylu życia. Jako prezydent stara się wprowadzić we Francji reformy w tym duchu, zachęcające do bardziej wytężonej pracy i przedsiębiorczości.
Sarkozy, który niedawno rozwiódł się z żoną Cecilią, przyjechał do USA sam. We wtorek prezydent Bush podejmował go uroczystą kolacją w Białym Domu z udziałem elity politycznej Waszyngtonu. Wznosząc toast, prezydent Francji powiedział, że przybył, aby "znowu zdobyć serce Ameryki".
Bush odwzajemnił uprzejmości, nazywając Biały Dom po francusku La Maison Blanche. W swoim wystąpieniu nie wspomniał opozycji Francji wobec wojny w Iraku i podkreślił, że oba kraje współpracują w dążeniu do zaprowadzenia pokoju i stabilizacji w Afganistanie.
Nowy francuski minister spraw zagranicznych Bernard Kouchner popiera twardy kurs w wojnie z terroryzmem i chce zwiększyć rolę Francji w stabilizacji i odbudowie Iraku.
Waszyngton i Paryż zbliżyło szczególnie zgodne stanowisko w sprawie Iranu. Oba kraje, wraz z Wielką Brytanią, forsują uchwalenie przez Radę Bezpieczeństwa ONZ ostrych sankcji wobec reżimu irańskiego, aby zmusić Teheran do rezygnacji z planów budowy broni nuklearnej.
Francja - zdaniem niektórych komentatorów - staje się ostatnio nawet bliższym sojusznikiem USA niż Niemcy pod rządami kanclerz Angeli Merkel. Niemcy opierają się bowiem planom alternatywnych sankcji wobec Iranu, które mocarstwa zachodnie miałyby uchwalić poza ONZ, w razie weta Rosji i Chin w Radzie Bezpieczeństwa.
ab, pap