Ciemna strona K-popu. „Rewolucja zjada swoje dzieci”

Ciemna strona K-popu. „Rewolucja zjada swoje dzieci”

Fani k-popu w Los Angeles
Fani k-popu w Los Angeles Źródło: Shutterstock / Sam the Leigh
Muzyka pop z Korei Południowej to nie tylko melodyjne piosenki i efektowne układy taneczne. To także – a może przede wszystkim – świat brutalnej, drapieżnej rywalizacji. W każdym możliwym wymiarze.

Słyszeliście Państwo o K-popiarach? Jeśli nie, to znaczy, że szczęśliwie żyjecie daleko od mediów społecznościowych. Jeśli jednak tak, to znaczy, że wiecie jak ogromną popularność wśród nastoletnich słuchaczek zyskał ostatnio K-pop, południowokoreańska odmiana muzyki popowej. Szał, jaki generują takie kids-bandy jak BTS, Blackpink, JYJ, Big Bang to autentyczny globalny fenomen – szczególnie widoczny w mediach społecznościowych (i mocno irytujący przy okazji, bo absurdalnie wysoki poziom ekscytacji K-popiar naprawdę trudno wytrzymać).

Nie chodzi w tym wszystkim o prostą przyjemność słuchania melodyjnych przebojów. Popkultura na świecie już dawno przestała być tylko rozrywką. Największe gwiazdy samodzielnie stanowią oddzielną gałąź przemysłu – sam Michael Jackson wygenerował w 2023 r. zysk w wysokości 115 mln dolarów (przypomnijmy, że zmarł w 2009 r.). Najbardziej popularni celebryci zyskują globalny rozgłos – tylko w ostatnim zestawieniu 100 najbardziej wpływowych osób na świecie, tygodnik „Time” umieścił aktorki Fantasia Barrino, Elliot Page, Kelly Ripa czy piosenkarkę Kylie Minogue. Komentarze Taylor Swift rezonują w kolejnych kampaniach prezydenckich w USA – cztery lata temu polemizował z nią Donald Trump, w tym roku pewnie też będzie. Najlepsze potwierdzenie tego, że popkultura wychodzi daleko poza bańkę medialną, w której teoretycznie powinna się ona mieścić.

Nic dziwnego, że poszczególne kraje mające globalne ambicje próbują wykroić jak największy kawałek z popkulturowego tortu. Widać to najlepiej właśnie na przykładzie Korei Południowej i subkultury K-popiarek, która wyrosła wokół wykreowanego w tym kraju stylu muzycznego. Ten kraj dokonał w ostatnich dwóch dekadach niezwykłego skoku gospodarczego, dołączając do elitarnego klubu najbardziej rozwiniętych państw świata. I potwierdza to sukcesami w popkulturze, w jej kolejnych wymiarach.

Choć nie ma róży bez kolców. Międzynarodowy sukces – jak zwykle – ma wielu ojców. I w Seulu właśnie trwa brutalna walka o podział łupów, o to, kto dostanie najwięcej z branży generującej miliardy dolarów. Tu nie ma miejsca na kompromisy. Zwycięzcy biorą wszystko. Przegrani lądują w więzieniach z wieloletnimi wyrokami.

Artykuł został opublikowany w 35/2024 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.