Starbucks ma nowego szefa i jednocześnie wizerunkowy problem. Chodzi o dojazdy

Starbucks ma nowego szefa i jednocześnie wizerunkowy problem. Chodzi o dojazdy

Lokal sieci Starbucks
Lokal sieci Starbucks Źródło: PAP / Adam Davis
Popularna sieć kawiarni Starbucks ma nowego szefa. Brian Niccol zaczął jednak w najgorszy możliwy sposób i musi teraz bronić się przed atakami oburzonych internautów.

Formalnie prezesurę Starbucksa nowy szef ma objąć dopiero 9 września. Już teraz jednak musi zmagać się z falą nieprzychylnych komentarzy w sieci. Po ogłoszeniu jego nazwiska szybko okazało się, że mieszka 1600 kilometrów siedziby firmy w Seattle. Dziennikarze ujawnili, że do pracy podróżować ma firmowym odrzutowcem.

Nowy szef Starbucksa w ogniu krytyki

Krytyka jest tym większa, że firma publicznie deklaruje konieczność przeciwdziałania katastrofie klimatycznej. W mediach społecznościowych zaroiło się więc od oskarżeń o hipokryzję i podwójne standardy, prezentowane przez kierownictwo firmy. Internautów nie zadowoliła informacja, że Starbucks ma utworzyć mniejszy oddział swojego biura w Newport Beach, gdzie będzie mógł pojawiać się mieszkający w Kalifornii Niccol.

Zwrócono też uwagę, że w amerykańskim Starbucksie obowiązuje hybrydowy model pracy. Oznacza to co najmniej 3 dni obecności w biurze i 2zdalnie. Jak pisze zajmujący się tematem portal BBC, nie potwierdzono, czy te same zasady będą stosowane w przypadku prezesa, ani czy jego biuro w Kalifornii będzie spełniało powyższe wymagania.

Niccol do Starbucksa przechodzi z opinią wyjątkowo sprawnego menedżera. Od 2018 roku kierował siecią meksykańskich lokali Chipotle. Nie tylko zwiększył sprzedaż w tych fast foodowych restauracjach, ale też otworzył tysiąc nowych lokali i zwiększył automatyzację przygotowywania posiłków. Sprawnie uporał się też z głośnym kryzysem, polegającym serii zatruć pokarmowych wśród klientów. Pod jego rządami wartość akcji Chipotle skoczyła z 7 do aż 50 dolarów za sztukę.

Najbogatsi nieporównanie bardziej obciążają klimat

Na kwestię lotów prywatnymi odrzutowcami aktywiści klimatycznie zwracali w ostatnich latach szczególną uwagę. To część krytyki pod adresem milionerów, oskarżanych o brak działań na rzecz ochrony planety. Organizacja Narodów Zjednoczonych w 2021 roku wyliczyła, że najbogatszy 1 proc. ludności odpowiedzialny był za wytworzenie dwukrotnie więcej dwutlenku węgla niż 50 proc. najbiedniejszych mieszkańców Ziemi.