Niepozorna wada w postaci nadmiaru metalu przy ogonie cyfry „5” na nominale pięciocentowej monety sprawia, że przy odpowiednim oświetleniu kształt ten przypomina dziób flaminga. To właśnie ten szczegół powoduje, że moneta może być warta nawet 1400 razy więcej niż jej nominalna wartość, czyli około 70 dolarów australijskich (AUD).
Masz takie monety w portfelu? Są warte fortunę
Według australijskiego kolekcjonera monet Michaela McCauleya błędy te występują również na monetach z lat 2002, 2003 i 2005. Jednak to egzemplarze z 2001 roku są najłatwiejsze do znalezienia i najbardziej poszukiwane.
Monety te są cennym nabytkiem dla kolekcjonerów głównie ze względu na rzadkość występowania błędów produkcyjnych. Inne rzadkie pięciocentówki, np. wybite w 1972 roku, również cieszą się dużym zainteresowaniem i mogą być warte do 100 AUD.
Istnieją także pięciocentówki o jeszcze wyższej wartości. W 2007 roku odkryto rzadki egzemplarz pięciocentówki z podwójnym portretem królowej Elżbiety II na obu stronach. Cena tej monety osiągnęła 2000 AUD.
Mennicze pomyłki z czasów PRL
Również polskie monety z błędami menniczymi mogą osiągać dużą wartość. Błędy, zwane destruktami, wynikają z usterek produkcyjnych, takich jak niewłaściwe umiejscowienie stempla, błędy w legendach (napisach) czy nieprawidłowo przygotowane krążki mennicze. Jednym z najciekawszych przykładów polskich monet z destruktem jest złotówka z 1977 roku, wybita na krążku przeznaczonym dla dziesięciozłotówek. Jej wartość osiągnęła 3410 złotych.
Miliony za srebrnego dolara
Najdroższą monetą ze skazą menniczą okazał się srebrny dolar sprzedany w 2013 roku. „The King of American Coins”, bo tak nazwano monetę, została wybita w 1834 lub 1835 roku, jednak widnieje na niej rok 1804. Do jej produkcji użyto nieaktualnego stempla. Jak informuje portal „Mennica”, powstało tylko osiem takich monet, które miały być prezentami od ówczesnego prezydenta USA Andrew Jacksona dla zagranicznych dygnitarzy. Monetę tę sprzedano za ponad 3,8 miliona dolarów.
Najbardziej spektakularną menniczą wpadką było jednak wybicie tysięcy monet o nominale 50 chilijskich peso. Do napisu „Chile” wkradła się literówka, polegająca na zamianie litery „l” na „i”. Za wprowadzenie do obiegu monety z napisem „Chiie” ówczesny dyrektor mennicy chilijskiej, Gregorio Iniguez, pożegnał się z posadą.
Czytaj też:
Turyści przez lata wrzucali tam monety. Oto co stało się z popularną atrakcjąCzytaj też:
Niezwykłe znalezisko na olbrzymią skalę. Trafili na artefakty sprzed tysiąca lat