W poniedziałek 28 października Joe Biden stanął w długiej kolejce do lokalu wyborczego w Wilmington w stanie Delaware, by wziąć udział w procesie wyłaniania swojego następcy. Polityk zagłosował oczywiście na Kamalę Harris, którą zna dobrze nie tylko z partii, ale też Białego Domu.
Wybory w USA. Wczesne głosowanie Joe Bidena
Jako że data wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych wyznaczona została na 5 listopada, wiele osób zadawało sobie pytanie, w jaki sposób obecny prezydent mógł oddać głos już teraz. Okazuje się, że skorzystał on z coraz popularniejszej opcji wczesnego głosowania, tzw. early voting.
To coraz popularniejsza forma uczestnictwa w amerykańskiej demokracji. Według statystyk skorzystały z niej już 44 miliony Amerykanów. Łącznie wnioski o taką możliwość złożyło około 60 milionów uprawnionych do głosowania osób. Rekordowy pod tym względem był oczywiście rok 2020. W czasie pandemii COVID-19 na takie głosowanie zdecydowało się 101 milionów wyborców.
Prezydent Biden w Wilmington przywitany został oklaskami. Miał też okazję porozmawiać z dziennikarzami. Namawiał wówczas rodaków do jak największej frekwencji. Skorzystał też z okazji i skrytykował Elona Muska, który w ramach poparcia dla Donalda Trumpa rozdaje wyborcom miliony dolarów w kluczowych stanach. Biden stwierdził, że zachowanie miliardera jest "zupełnie nieodpowiednie".
Wyrównany wyścig Harris i Trumpa
Według najnowszych sondaży „New York Times”/Siena i CNN, Harris i Trump zrównali się na poziomie 47-48 procent poparcia. Podczas wiecu w hali Madison Square Garden w Nowym Jorku Trump wielokrotnie wspominał o swoich planach powstrzymania napływu nielegalnych imigrantów do Stanów Zjednoczonych. Mówił o deportacjach tych, którzy już przebywają nielegalnie na terenie USA. Nazwał tę grupę „okrutnymi, żądnymi krwi przestępcami”.
– Pewnego dnia uruchomię największy program deportacji w historii Ameryki – stwierdził Trump. – Ocalę każde miasto i miasteczko, które zostało najechane i podbite – dodawał.
Dzień wcześniej Kamala Harris twierdząco odpowiedziała na pytanie, czy uważa swojego kontrkandydata za faszystę. – Tak, uważam tak. Uważam też, że ludziom, którzy go znają najlepiej w tym temacie, powinno się zaufać. Spójrzmy na ich kariery. To są ludzie – z wyjątkiem tylko (wiceprezydenta) Mike'a Pence'a – którzy nie byli politykami. To są profesjonaliści, którzy służyli w najwyższych rolach w bezpieczeństwie narodowym – mówiła o generałach Johnie Kellym i Maruk Milleyu, którzy określili w tn sposób Trumpa przed nią.
Czytaj też:
Odpowiedzieli na wezwanie prezydent. Dziesiątki tysięcy Gruzinów wyszło na uliceCzytaj też:
Posłanka partii Razem odpowiada krytykom. „Demokracja nie jest wtedy, kiedy wszyscy są z PO”