- Ta rozmowa telefoniczna dała nam dowód na to, że Putin nie chce negocjować na temat czegokolwiek – przekazał minister obrony Niemiec, Boris Pistorius.
Słowa Pistoriusa to pierwsze otwarte przyznanie się do porażki ze strony Niemiec – oceniają komentatorzy.
Po co Scholz dzwonił do Putina?
Scholz odbył rozmowę 15 listopada. Trwała ona około godziny. Kanclerz Niemiec starał się przekonać Moskwę do podjęcia negocjacji z Kijowem w celu osiągnięcia trwałego i sprawiedliwego pokoju.
Reakcje na tę inicjatywę były zróżnicowane. Minister obrony Niemiec, Boris Pistorius, wyraził sceptycyzm co do efektywności rozmowy. Zauważył, że w ciągu 24 godzin po niej Rosja przeprowadziła ataki na ukraińską infrastrukturę, co jego zdaniem dowodzi braku gotowości Putina do negocjacji.
Pistorius stwierdził:
"Ta rozmowa telefoniczna dała nam dowód na to, że Putin nie chce negocjować na temat czegokolwiek. Każdy w Niemczech i w Europie powinien zdać sobie sprawę w końcu, że to nie jest czas na to, aby rozmawiać na temat pokoju. (...) Wszyscy chcemy pokoju, ale Putin nie chce pokoju."
Krytyka pojawiła się również ze strony międzynarodowej. Prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski, ostrzegał, że takie rozmowy mogą prowadzić do złagodzenia izolacji Putina na arenie międzynarodowej.
Premier Polski, Donald Tusk, skomentował: "Nikt nie powstrzyma Putina telefonami. Atak z ostatniej nocy, jeden z największych w tej wojnie, udowodnił, że dyplomacja telefoniczna nie może zastąpić prawdziwego wsparcia całego Zachodu dla Ukrainy."
Francuscy eksperci, cytowani przez dziennik „Le Monde”, wyjaśniali, że nie było wystarczającego powodu, by wykonać taki telefon. Co więcej, ich zdaniem mógł on jedynie utwierdzić Putina w przekonaniu, że byli europejscy partnerzy chcą powrócić do „business as usual” z Rosją.
Scholz broni decyzji. Niemcy chcą zmian
Scholz bronił swojej decyzji, argumentując, że rozmowa miała na celu rozwianie złudzeń Putina co do determinacji Zachodu w wspieraniu Ukrainy. Podkreślił, że ważne jest, aby europejscy przywódcy utrzymywali kontakt z Moskwą, zwłaszcza w kontekście zbliżających się zmian na stanowisku prezydenta USA.
Warto zauważyć, że w niemieckiej polityce wewnętrznej pojawiają się głosy sugerujące potrzebę zmiany na stanowisku kanclerza. Boris Pistorius, cieszący się rosnącą popularnością, jest wymieniany jako potencjalny kandydat na to stanowisko. Według doniesień „Der Spiegel” niektórzy posłowie SPD opowiadają się za jego kandydaturą w nadchodzących wyborach.
Czytaj też:
III wojny światowej jednak nie będzie? „Trzeba było wygranej Trumpa, by w USA nabrali rozumu”Czytaj też:
Gen. Pacek: Polska nie ma wyboru, nie ma co chojrakować na barykadzie