Na swojej stronie internetowej turecka armia podała, że "przeciwko grupie 50-60 rebeliantów z Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) dokonano zdecydwoanej interwencji i że ta grupa terrorystyczna doznała poważnych strat".
Zaprzeczył temu rzecznik Masuda Barzaniego, przywódcy irackich Kurdów. Podobnie przedstawiciel amerykańskiej armii w Iraku powiedział, że nic mu nie wiadomo o żadnym wkroczeniu tureckich sił przez granicę z Irakiem.
Kilka godzin później turecka armia zapowiedziała, że będzie kontynuowała operacje przeciwko Kurdom z PKK na terytorium irackim.
Armia na swej stronie internetowej zaznaczyła, że jej akcje zbrojnie są wymierzone w siły PKK, a nie w lokalną ludność i lokalne ugrupowania - chyba że będą podejmowały wrogie działania wobec tureckich wojsk.
Turcja zgromadziła na granicy z Irakiem 100.000 żołnierzy. W północnym Iraku bazy ma ok. 3.000 bojowników PKK.
W październiku parlament Turcji dał rządowi zielone światło do podjęcia decyzji o operacji przeciwko obozom kurdyjskich bojowników z PKK. Rezolucja przyjęta przygniatającą większością głosów nastąpiła po serii ataków PKK na przygraniczne tereny tureckie.
Waszyngton przestrzegał Ankarę przed inwazją na iracki Kurdystan, który jest jak dotąd najspokojniejszym regionem Iraku.
Ankara oskarża PKK o spowodowanie śmierci niemal 40.000 ludzi od 1984 roku, kiedy organizacja ta rozpoczęła zbrojną walkę o autonomię południowo-wschodnich regionów Turcji.
j/pap