Od czwartku rano z powodu sztormu na Bałtyku na promie uwięzionych było ponad 500 pasażerów. "Stena Baltica" z powodu stanu morza, wschodniego wiatru wiejącego z szybkością 24 metrów na sekundę i bardzo wysokich fal nie mogła wpłynąć do docelowego portu.
Po czterech nieudanych próbach wpłynięcia i wobec groźby uderzenia w nabrzeże lub inny statek kapitan jednostki wezwał na pomoc holowniki. Okazało się jednak, że będą one mogły przypłynąć na miejsce dopiero w piątek rano.
W piątek rano ok. godz. 9.50 przy wsparciu holowników prom wpłynął wreszcie do portu.
"Warunki pogodowe były naprawdę złe. Wschodni wiatr, który wiał z prędkością nawet do 28m/s, czyli ponad 100 kilometrów na godzinę, nie pozwalał nam bezpiecznie zacumować na kei w Karlskronie. Zdecydowałem się wezwać holownik, ponieważ wschodni wiatr odpychał prom od nabrzeża, a w ten sposób chciałem zadbać o moich pasażerów. Na holownik niestety musieliśmy poczekać, gdyż płynął on do nas z Trelleborgsa, ze Szwecji gdzie pomagał innemu statkowi" - poinformował kapitan statku "Stena Baltica" Adam Kędziora, cytowany w komunikacie firmy Stena Line.
Pasażerowie, w tym wielu kierowców TIR-ów, musieli spędzić dwie noce na wzburzonym Bałtyku (prom opuścił Gdynię w środę o godzinie 21.00 a do Karlskrony miał dopłynąć wg rozkładu w czwartek o 7.30 rano.)
Według zapewnień Jespera Walterssona, rzecznika armatora promu - firmy żeglugowej Stena Line, pasażerom ani statkowi nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo.
Waltersson powiedział też, że w opinii firmy, kapitan promu nie popełnił błędu decydując się na opuszczenie Gdyni mimo panującego na Bałtyku sztormu. Jak powiedział w piątek przedstawiciel armatora, straty, jakie poniesie on z powodu odwołania rejsu do Gdyni oraz w postaci ewentualnych odszkodowań dla pasażerów oraz przewoźników ładunków, mogą sięgać setek tysięcy euro.
"Stena Baltica" jest promem pasażersko-samochodowym zbudowanym w 1986 roku, zmodernizowanym w 2005 r. Zabiera na pokład 1200 pasażerów, 455 samochodów osobowych i ok 100 ciężarówek.
pap, ss