Dwusilnikowy samolot z dwuosobową załogą i czternastoma pasażerami na pokładzie spadł do morza zaraz po starcie z jednej z wysp wenezuelskiego archipelagu Los Roques, 100 km na północ od Caracas - podały źródła oficjalne.
Na razie nic nie wiadomo o losie osób, które znajdowały się na pokładzie samolotu. Zniknął z pola obserwacji wieży kontrolnej na lotnisku Gran Roque, gdy znajdował się ok. 6 mil od brzegu. Pilot zdążył poinformować przez radio, że "ma problemy z prowadzeniem maszyny".
Dyrektor wenezuelskiej Obrony Cywilnej, gen. Antonio Rivero wyraził w telewizji przypuszczenie, że załoga zdołała być może wylądować na morzu, co dawałoby szanse na ratunek.
Na poszukiwanie rozbitków wysłano z archipelagu Los Roques śmigłowce ratownicze.
Nie są znane narodowość ani nazwiska pasażerów, którzy lecieli tym samolotem do stolicy Wenezueli, Caracas.
Archipelag Los Roques jest jednym z wenezuelskich "rajów turystycznych", chętnie odwiedzanych przez cudzoziemców.
ab, pap