"Jeśli pragniesz pokoju, szykuj się do wojny"- pisał Wegecjusz, rzymski strateg z IV wieku w swojej rozprawie "Epitoma rei militaris". Jego maksyma wciąż nie traci na aktualności. Najlepiej świadczy o tym przygotowany przez grupę strategów NATO manifest, który trafił właśnie na biurko szefa Pentagonu i sekretarza generalnego Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Dokument, który kładzie nacisk na gotowość państw Zachodu do wyprzedzającego uderzenia nuklearnego w razie zagrożenia, może otworzyć poważną debatę na temat bezpieczeństwa świata zachodniego i strategii NATO. Taka dyskusja w gronie państw sojuszu potrzebna była już od dawna.
Po zakończeniu zimniej wojny wielu analityków - przekonanych, że wraz z demontażem bloku sowieckiego zmienił się charakter globalnych zagrożeń - mniejszą wagę przywiązywało do tzw. twardych aspektów bezpieczeństwa. Zgodnie z ogłoszonymi u progu lat 90. prognozami Francisa Fukuyamy, wraz z upadkiem "żelaznej kurtyny" na świecie miała zapanować liberalna demokracja. W niepamięć odeszła dominująca w okresie rywalizacji zimnowojennej doktryna "wzajemnie zagwarantowanego zniszczenia". Optymistyczne prognozy szybko jednak okazały się całkowicie chybione. Obecna sytuacja geopolityczna coraz bardziej przypomina realia zimnej wojny. Moskwa, która w ubiegłym roku wycofała się z udziału w Traktacie o Ograniczeniu Zbrojeń Konwencjonalnych w Europie (CFE) nie przestaje straszyć nowym wyścigiem zbrojeń. Niedawno - ustami szefa sztabu rosyjskiej armii generała Jurija Bałujewskiego - Kreml zagroził nawet możliwością prewencyjnego uderzenia jądrowego. Rosyjski szantaż i wojna nerwów przypominająca realia zimnowojenne wymaga więc adekwatnej reakcji ze strony Zachodu. Powrót do dyskusji w łonie NATO na temat strategii wyprzedzającego uderzenia atomowego to dobra odpowiedź na propagandową rozgrywkę ze strony Moskwy. Sojusz potrzebuje jednak nie tylko dyskusji, ale prawdziwej reformy swoich struktur i strategii.
Po zakończeniu zimniej wojny wielu analityków - przekonanych, że wraz z demontażem bloku sowieckiego zmienił się charakter globalnych zagrożeń - mniejszą wagę przywiązywało do tzw. twardych aspektów bezpieczeństwa. Zgodnie z ogłoszonymi u progu lat 90. prognozami Francisa Fukuyamy, wraz z upadkiem "żelaznej kurtyny" na świecie miała zapanować liberalna demokracja. W niepamięć odeszła dominująca w okresie rywalizacji zimnowojennej doktryna "wzajemnie zagwarantowanego zniszczenia". Optymistyczne prognozy szybko jednak okazały się całkowicie chybione. Obecna sytuacja geopolityczna coraz bardziej przypomina realia zimnej wojny. Moskwa, która w ubiegłym roku wycofała się z udziału w Traktacie o Ograniczeniu Zbrojeń Konwencjonalnych w Europie (CFE) nie przestaje straszyć nowym wyścigiem zbrojeń. Niedawno - ustami szefa sztabu rosyjskiej armii generała Jurija Bałujewskiego - Kreml zagroził nawet możliwością prewencyjnego uderzenia jądrowego. Rosyjski szantaż i wojna nerwów przypominająca realia zimnowojenne wymaga więc adekwatnej reakcji ze strony Zachodu. Powrót do dyskusji w łonie NATO na temat strategii wyprzedzającego uderzenia atomowego to dobra odpowiedź na propagandową rozgrywkę ze strony Moskwy. Sojusz potrzebuje jednak nie tylko dyskusji, ale prawdziwej reformy swoich struktur i strategii.