To, co dla Albańczyków było powodem do wielkiej radości, dla Serbów jest jednym z najbardziej upokarzających i najsmutniejszych momentów w historii. Ale Serbowie nie chcą się pogodzić z oderwaniem Kosowa nie tylko dlatego, że jest to dla nich historyczna kolebka, ale także ze strachu o przyszłość. Bo nacjonalizm albański jest żarłoczny i dziś Kosowo, a jutro południe Serbii padnie jego ofiarą.
Dziwi mnie większość komentarzy, rozpływających się we łzach wzruszenia i opiewających nowe państwo Kosowo. Co to znaczy, że dzisiaj Albańczycy stanowią 90 proc. ludności Kosowa? Czy to znaczy, że mają prawo do niepodległości? Otóż nie mają do niej żadnego prawa. Nieporównywalnie większe prawo mają Kurdowie, o których nikt się nie chce upomnieć, Tybetańczycy, nie wspominając już o Czeczeńcach. Albańczycy w Kosowie, co prawda zjawili się wraz z najazdem tureckim pod koniec XIV wieku, ale jeszcze na początku XX wieku Serbowie stanowili w Kosowie ponad 70 proc. populacji! To, że dzisiaj proporcje dramatycznie się zmieniły wynika z jednej strony z okrucieństwa historii: Serbowie ponownie uciekali z Kosowa w czasie II wojny światowej (a Albańczycy współpracowali wtedy z Włochami i Niemcami), potem po wojnie marszałek Tito otworzył granice z Albanią i tysiące tamtejszych Albańczyków osiedliło się w Kosowie, a z drugiej strony z demografii. Kobiety albańskie należą do najpłodniejszych na świecie i w Kosowie tzw. współczynnik dzietności liczy 7,8 dziecka na kobietę! I to jest właśnie to prawo do albańskości Kosowa. Zgodnie więc z tą logiką, za jakieś 30 lat Marokańczycy i Algierczycy, nieco mniej płodni acz i tak lepsi od rdzennych Francuzów, mieliby prawo odłączyć przedmieścia Paryża od Francji. I z największą ochotą będę ich w tym popierać.
Odebranie Serbom Kosowa, które dokonuje się z pogwałceniem wszelkich norm prawa światowego, to hańba dla zachodniej Europy. Jak mawiał Churchill: "mieliśmy do wyboru wojnę lub hańbę. Wybraliśmy hańbę a wojny i tak nie unikniemy". Te kraje europejskie, które uznają niezależne Kosowo: w dużej mierze powodowane strachem przed nieprzewidywalną reakcją Albańczyków, wybierają hańbę. Mylą się jednak myśląc, że w ten sposób zaskarbią sobie sympatię i przychylność muzułmanów. Bzdura. Ci sami "biedni Albańczycy", nad którymi dziś pochylają się wielkoduszni Francuzi, Niemcy czy Brytyjczycy za kilkanaście lat zagrożą im samym. A Kosowo nie tylko było, ale i dalej jest serbskie. Bo tożsamości nie przekreślają doraźne, nieprzemyślane decyzje polityczne.
Na koniec mam tylko bardzo słabą nadzieję, że Polska, która tyle razy przeżyła gehennę obcej okupacji i rozbiorów, powstrzyma się przynajmniej przed neoficką chętką jak najszybszego uznania niepodległości Kosowa. W końcu nawet dla polityków słowo honor i sprawiedliwość przynajmniej kiedyś coś znaczyło. A w dodatku Polacy jako naród, o czym się codziennie przekonuję, są w znakomitej większości przeciwni niezależności Kosowa.