Jego przyczyną była akcja wojskowa Kolumbii na terenie Ekwadoru przeciwko grupie partyzantów, którzy schronili się na terenie tego kraju.
Wenezuelski prezydent Hugo Chavez wysłał w połowie tygodnia czołgi i kilka tysięcy żołnierzy na granicę z Kolumbią po tym, jak armia kolumbijska zaatakowała w ubiegłym tygodniu lewackich partyzantów, którzy schronili się na terytorium Ekwadoru.
Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC) są najstarszą i największą partyzantką w Ameryce Łacińskiej - istnieją od ponad 50 lat, zdobywając środki na działania terrorystyczne uczestnicząc w handlu narkotykami i dokonując porwań dla okupu.
Szefowa amerykańskiej dyplomacji Condoleezza Rice wezwała Ekwador i Wenezuelę, aby kontrolowały swoje tereny nadgraniczne i nie dopuszczały do ich wykorzystywania przez lewacką partyzantkę kolumbijską.
Pani Rice wystąpiła ze swym apelem w chwili gdy w stolicy Dominikany, Santo Domingo, obraduje od czwartku tzw. Grupa z Rio, będąca regionalnym forum współpracy i konsultacji. W skład Grupy z Rio wchodzą obok Kolumbii, Wenezueli i Ekwadoru również Argentyna, Boliwia, Brazylia, Chile, Meksyk, Panama, Paragwaj, Peru, Urugwaj i Salwador.
Prezydenci tych państw próbowali znaleźć rozwiązanie konfliktu między Kolumbią z jednej strony, a Wenezuelą i Ekwadorem z drugiej.
Ostre reakcje prezydenta Ekwadoru Rafaela Correi i prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza na atak wojsk kolumbijskich na członków FARC, którzy schronili się przed pościgiem po ekwadorskiej stronie granicy, spowodowały nie notowane od lat napięcie w tym rejonie kontynentu południowoamerykańskiego.
pap, ss