Zamieszki w Tybecie to przedsmak tego, co może wydarzyć się podczas olimpiady w Pekinie. Zapowiadają się jedne z najbardziej upolitycznionych igrzysk w historii.
Starcia z policją w Lhasie to konsekwencja działań rozpoczętych na początku marca. Z Dharamsaly, tymczasowej siedziby Dalajlamy w północnych Indiach, wyruszyło ok. 100 Tybetańczyków, którzy pokojowym marszem chcieli zaprotestować przeciw igrzyskom w Pekinie. Gdy do maszerujących próbowali dołączyć mnisi z Lhasy, wmieszała się w to policja. W odpowiedzi na ulice Lhasy wyszli mieszkańcy miasta – w ten sposób doszło do zamieszek, które goszczą na ekranach telewizorów całego świata.
Ze względu na niesamowity sukces gospodarczy, Chiny są od pewnego czasu bacznie obserwowane. Tegoroczna olimpiada w Pekinie miała być gigantyczną manifestacją potęgi azjatyckiego tygrysa. Jednak coraz mocniej słychać głosy, że Chiny – mimo potężnej gospodarki – nie mogą odgrywać wiodącej roli w światowej polityce, bowiem nie przestrzegają standardów, dotyczących szeroko rozumianych praw człowieka. Z tego powodu Steven Spielberg, który wcześniej miał być oficjalnych koordynatorem prac nad widowiskiem otwierającym igrzyska, oficjalnie zrezygnował z tej funkcji – zarzucając Pekinowi nie dość zdecydowane działania wobec kryzysu w Darfurze. Chińscy politycy przestraszyli się tej manifestacji słynnego reżysera i długo zapewniali, że ich stanowisko wobec Darfuru jest dokładnie takie samo jak państw zachodnich – ale smrodek pozostał.
Na to właśnie liczą Tybetańczycy. Mają nadzieję, że będą mogli protestować, bowiem chińskie władze – mając świadomość, że w przeddzień olimpiady patrzy na nie cały świat – nie odważą się na zbyt ostrą reakcję. Można się spodziewać, że im bliżej igrzysk, tym tego typu akcji będzie więcej. Tym bardziej, że z rąk Pekinu cierpią nie tylko Tybetańczycy, ale także Ujgurzy, katolicy, członkowie ruchu Falun Gong, czy zwykli mieszkańcy wsi, którzy nic nie mają z gigantycznego rozwoju ich kraju.
Chińskie władze z tymi protestami mogą sobie radzić na dwa sposoby: albo je tłamsić, albo uznać. Gdy zaczną stosować pierwsze rozwiązanie, zaraz na całym świecie podniesie się krzyk przeciw łamaniu praw człowieka – i można być więcej niż pewnym, że niektóre kraje, albo przy najmniej co znamienitsi sportowcy, pójdą w ślady Spielberga i ogłoszą bojkot igrzysk. Jeśli z kolei Pekin zacznie rozmawiać z protestującymi, to w Chinach może się rozpocząć rewolucją ustrojowa. Jedno jest pewne: igrzyska w Pekinie będą niezwykle upolitycznione. Zamieszki w Lhasie właśnie rozpoczęły olimpijskie zmagania.
Ze względu na niesamowity sukces gospodarczy, Chiny są od pewnego czasu bacznie obserwowane. Tegoroczna olimpiada w Pekinie miała być gigantyczną manifestacją potęgi azjatyckiego tygrysa. Jednak coraz mocniej słychać głosy, że Chiny – mimo potężnej gospodarki – nie mogą odgrywać wiodącej roli w światowej polityce, bowiem nie przestrzegają standardów, dotyczących szeroko rozumianych praw człowieka. Z tego powodu Steven Spielberg, który wcześniej miał być oficjalnych koordynatorem prac nad widowiskiem otwierającym igrzyska, oficjalnie zrezygnował z tej funkcji – zarzucając Pekinowi nie dość zdecydowane działania wobec kryzysu w Darfurze. Chińscy politycy przestraszyli się tej manifestacji słynnego reżysera i długo zapewniali, że ich stanowisko wobec Darfuru jest dokładnie takie samo jak państw zachodnich – ale smrodek pozostał.
Na to właśnie liczą Tybetańczycy. Mają nadzieję, że będą mogli protestować, bowiem chińskie władze – mając świadomość, że w przeddzień olimpiady patrzy na nie cały świat – nie odważą się na zbyt ostrą reakcję. Można się spodziewać, że im bliżej igrzysk, tym tego typu akcji będzie więcej. Tym bardziej, że z rąk Pekinu cierpią nie tylko Tybetańczycy, ale także Ujgurzy, katolicy, członkowie ruchu Falun Gong, czy zwykli mieszkańcy wsi, którzy nic nie mają z gigantycznego rozwoju ich kraju.
Chińskie władze z tymi protestami mogą sobie radzić na dwa sposoby: albo je tłamsić, albo uznać. Gdy zaczną stosować pierwsze rozwiązanie, zaraz na całym świecie podniesie się krzyk przeciw łamaniu praw człowieka – i można być więcej niż pewnym, że niektóre kraje, albo przy najmniej co znamienitsi sportowcy, pójdą w ślady Spielberga i ogłoszą bojkot igrzysk. Jeśli z kolei Pekin zacznie rozmawiać z protestującymi, to w Chinach może się rozpocząć rewolucją ustrojowa. Jedno jest pewne: igrzyska w Pekinie będą niezwykle upolitycznione. Zamieszki w Lhasie właśnie rozpoczęły olimpijskie zmagania.