Wszystkim zarzuca się zagrożenie bezpieczeństwa krajowego, a także pobicia, rozboje, kradzieże i podpalenia. Na niewyraźnych zdjęciach z kamer monitorujących ukazano ich, jak wymachiwali nożami i uczestniczyli w bójkach na ulicach tybetańskiej stolicy.
Oficjalna chińska agencja prasowa Xinhua podała, że dwóch z 21 poszukiwanych już aresztowano, a trzeci sam oddał się w ręce milicji. Władze zaapelowały też do obywateli o pomoc w ściganiu poszukiwanych, oferując nagrody za donosy i gwarantując anonimowość.
W zeszłym tygodniu w Lhasie w 49. rocznicę krwawego stłumienia tybetańskiego powstania przeciwko Chinom mnisi buddyjscy zorganizowali pokojowe marsze. W kolejnych dniach przerodziły się one w największe od 20 lat antychińskie demonstracje.
Według ostatniego bilansu chińskich władz, przytaczanego przez Xinhua, w antychińskich wystąpieniach w Lhasie zginęło 19 osób, a 623 zostały ranne. Agencja poinformowała, że ofiary śmiertelne to 18 cywilów i milicjant. Wśród rannych jest 241 funkcjonariuszy milicji oraz 382 cywilów. Stan 58 osób określa się jako ciężki.
Tymczasem tybetańskie władze na uchodźstwie wciąż informują o co najmniej 99 zabitych - 80 w Lhasie, a 19 w prowincji Gansu, poza Tybetańskim Regionem Autonomicznym, ale w historycznych granicach Tybetu.
j/pap