Nie po raz pierwszy eurodeputowani są bardziej zdecydowani bronić praw człowieka niż poszczególne kraje. W swojej rezolucji dopuścili bojkot ceremonii otwarcia igrzysk w Pekinie, jeśli Chiny nie wznowią rozmów z Dalajlamą i zaprzestaną represji wobec Tybetańczyków.
To dobrze, że w końcu doczekaliśmy się politycznej deklaracji na ten temat, choć szkoda, że wystosowała ją instytucja, która w sprawach polityki zagranicznej UE ma najmniej do powiedzenia. Jej rezolucja to niestety tylko nie wiążący przywódców nacisk polityczny. Do tej pory państwom Unii nie udało się wypracować wspólnego stanowiska w tej sprawie. Jedni, tak jak Polacy są stanowczy, inni jak Hiszpanie czy Szwedzi nie chcą słyszeć o bojkocie.
A że takie wspólne stanowisko UE jest potrzebne, pokazują chociażby emocje, jakie towarzyszą sztafecie z ogniem olimpijskim. Gdziekolwiek się pojawia, czy to Londyn, Paryż czy San Francisco, dochodzi do olbrzymich protestów i znicz albo ukrywa się w autobusie, albo trasa jego przejazdu jest przed wszystkimi ukrywana. Gołym okiem widać, że duża część mieszkańców Unii oczekuje zdecydowanych, politycznych działań wobec Chin. I jak na razie mogą być rozczarowani postawą unijnych przywódców.
A że takie wspólne stanowisko UE jest potrzebne, pokazują chociażby emocje, jakie towarzyszą sztafecie z ogniem olimpijskim. Gdziekolwiek się pojawia, czy to Londyn, Paryż czy San Francisco, dochodzi do olbrzymich protestów i znicz albo ukrywa się w autobusie, albo trasa jego przejazdu jest przed wszystkimi ukrywana. Gołym okiem widać, że duża część mieszkańców Unii oczekuje zdecydowanych, politycznych działań wobec Chin. I jak na razie mogą być rozczarowani postawą unijnych przywódców.