Bush ogłosił swoją decyzję w transmitowanym przez telewizję przemówieniu na temat operacji w Iraku, które wygłosił w czwartek.
Decyzja dotyczy żołnierzy wysyłanych do tego kraju po 1 sierpnia, a nie tych, którzy już tam przebywają.
Żołnierze wysyłani do Iraku będą pełnić ciągłą służbę przez rok, a nie (jak to zarządzono w ub. roku) 15 miesięcy, aby zwiększyć w ten sposób liczbę wojsk w ramach nowej strategii przejściowego wzmocnienia sił USA.
Po powrocie na rok do domu, żołnierze mogą być znowu - jak poprzednio - wysłani do Iraku na kolejny rok. Okres ciągłej służby skrócono pod naciskiem dowódców, którzy uznali, że długie stacjonowanie w Iraku, gdzie żołnierze narażeni są ciągle na niespodziewane ataki, na dłuższą metę osłabia ich morale i zdolność bojową.
W swym wystąpieniu prezydent potwierdził również wcześniejszą zapowiedź dowódcy wojsk w Iraku, generała Davida Petraeusa, że po wycofaniu około 20 tysięcy wojsk do lipca (plus ok. 8 tysięcy oddziałów wsparcia), dalsza ewakuacja wojsk zostanie wstrzymana na czas nieokreślony.
Na przesłuchaniach przed komisjami Kongresu we wtorek i środę Petraeus i ambasador USA w Bagdadzie Ryan Crocker powiedzieli, że w Iraku poprawiła się sytuacja w zakresie bezpieczeństwa i stabilizacji politycznej, ale postęp jest jeszcze odwracalny, co uniemożliwia znaczniejsze i pochopne wycofanie wojsk.
Bush w swoim wystąpieniu powtórzył tę argumentację i przestrzegł przed wycofaniem się z Iraku, zanim nie pozostawi się tam stabilnego i silnego rządu, zdolnego do obrony kraju i udaremnienia islamskim ekstremistom przejęcia władzy.
"Wszystkie nasze wysiłki mają jeden jasny cel - wolny Irak, który potrafi obronić swój naród, utrzymać się gospodarczo i samodzielnie zająć się swoimi politycznymi problemami. Ci, którzy twierdzą, że sposobem zachęcenia do dalszego postępu jest wycofanie się i zmuszenie Irakijczyków, aby bronili się sami, po prostu nie mają racji" - powiedział.
"Irakijczycy to dumny naród, który rozumie ogrom wyzwań, przed jakimi stoi, i chce stawić im czoło. Wiedzą oni jednak, że wciąż jeszcze potrzebują naszej pomocy, zanim będą w stanie samodzielnie im sprostać" - dodał.
Zapowiedział też wizytę Petraeusa i Crockera w Arabii Saudyjskiej, gdzie mają zabiegać o większe poparcie tego kraju dla amerykańskich wysiłków w Iraku.
Trwająca ponad 5 lat wojna w Iraku kosztowała już życie przeszło 4000 żołnierzy amerykańskich, dziesiątków tysięcy Irakijczyków i ponad 500 mld dolarów z budżetu państwa.
Demokraci, w tym oboje kandydaci na prezydenta, podkreślają ostatnio koszty ekonomiczne, starając się je powiązać z obecnymi kłopotami gospodarki USA rzutującymi na sytuację materialną obywateli.
ab, pap