W czasie podróży do USA papież Benedykt XVI po raz kolejny udowodnił, że pomimo opinii "pancernego kardynała", która przylgnęła do niego przed laty, jest człowiekiem pokornym i otwartym na dialog.
Nie tylko odważnie mówił o problemie pedofilii w Kościele, ale uczynił również ważny, symboliczny gest, stając oko w oko z ofiarami gigantycznego skandalu pedofilskiego, jaki wstrząsnął Kościołem w USA i wciąż pozostaje bolesną raną dla tamtejszej społeczności katolickiej.
Papieżowi należy się więc olbrzymie uznanie, zważywszy na fakt, że pielgrzymka do Stanów Zjednoczonych od początku była postrzegana jako jedno z trudniejszych wyzwań dla głowy Kościoła. I to nie tylko ze względu na wspomnianą już sprawę skandali seksualnych w amerykańskim Kościele. Wielu komentatorów zastanawiało się bowiem, jak Benedykt XVI, postrzegany jako osoba powściągliwa i znacznie mniej żywiołowa niż Jan Paweł II, zostanie przyjęty przez amerykańskie społeczeństwo, ceniące sobie bezpośredniość i otwartość. Obawy okazały się jednak przedwczesne, co widać było chociażby w czasie ceremonii powitania papieża w Waszyngtonie, gdzie tłum odśpiewał mu "Happy Birthday" z okazji 81 urodzin.
Pielgrzymka do USA dowodzi również, że papież konsekwentnie kontynuuje swoją misję duszpasterską, której jednym z najważniejszych celów jest wyjście z przesłaniem Ewangelii do świata zachodniego połączone ze zdecydowaną obroną tradycyjnych wartości chrześcijańskich, a zwłaszcza prawa do życia i tradycyjnego modelu rodziny. Widać jednocześnie, że papież stara się kontynuować polityczną misję poprzednika, który jako głowa Kościoła i zwierzchnik Stolicy Apostolskiej w kontaktach z najważniejszymi przywódcami na świecie troszczył się przede wszystkim o pokój i łagodzenie konfliktów. Papież z pewnością nie jest "showmanem" w amerykańskim stylu, ale wiele wskazuje na to, że zaskarbi sobie sympatię mieszkańców tego kraju.
Papieżowi należy się więc olbrzymie uznanie, zważywszy na fakt, że pielgrzymka do Stanów Zjednoczonych od początku była postrzegana jako jedno z trudniejszych wyzwań dla głowy Kościoła. I to nie tylko ze względu na wspomnianą już sprawę skandali seksualnych w amerykańskim Kościele. Wielu komentatorów zastanawiało się bowiem, jak Benedykt XVI, postrzegany jako osoba powściągliwa i znacznie mniej żywiołowa niż Jan Paweł II, zostanie przyjęty przez amerykańskie społeczeństwo, ceniące sobie bezpośredniość i otwartość. Obawy okazały się jednak przedwczesne, co widać było chociażby w czasie ceremonii powitania papieża w Waszyngtonie, gdzie tłum odśpiewał mu "Happy Birthday" z okazji 81 urodzin.
Pielgrzymka do USA dowodzi również, że papież konsekwentnie kontynuuje swoją misję duszpasterską, której jednym z najważniejszych celów jest wyjście z przesłaniem Ewangelii do świata zachodniego połączone ze zdecydowaną obroną tradycyjnych wartości chrześcijańskich, a zwłaszcza prawa do życia i tradycyjnego modelu rodziny. Widać jednocześnie, że papież stara się kontynuować polityczną misję poprzednika, który jako głowa Kościoła i zwierzchnik Stolicy Apostolskiej w kontaktach z najważniejszymi przywódcami na świecie troszczył się przede wszystkim o pokój i łagodzenie konfliktów. Papież z pewnością nie jest "showmanem" w amerykańskim stylu, ale wiele wskazuje na to, że zaskarbi sobie sympatię mieszkańców tego kraju.