O opuszczeniu rządu Ferenca Gyurcsanya zadecydowała większość delegatów na konferencję liberalnego Związku Wolnych Demokratów (SZDSZ), zatwierdzając wcześniejszą decyzję kierownictwa partii.
"Znacząca większość (...) opowiedziała się za wyjściem z koalicji i wybrała opcję utworzenia niezależnej, liberalnej i konstruktywnej opozycji" - oświadczył przewodniczący tej partii Janos Koka.
"Zależy nam na tym, by doszło do spokojnego i cichego +rozwodu+, ale wcale nie chcemy upadku rządu" - dodał.
SZDSZ o wyjściu z koalicji mówił już od końca marca. Bezpośrednią przyczyną tego kryzysu była porażka koalicji rządzącej w marcowym referendum w sprawie reformy służby zdrowia.
Rzecznik Węgierskiej Partii Socjalistycznej (MSZP) Istvan Nyako natychmiast po podjęciu decyzji przez SZDSZ ogłosił, że jego partia "bierze odpowiedzialność za rząd mniejszościowy i zapewnia rządzenie krajem".
Ugrupowaniu premiera Gyurcsanya do absolutnej większości brakuje jedynie kilku mandatów. Partia ma więc nadzieję, że podczas ważnych głosowań liberałowie będą wstrzymywać się od głosu, a nie dołączać do największego ugrupowania opozycji - centroprawicowego Fideszu.
Najnowsze sondaże wskazują, że przypadku rozpisania przedterminowych wyborów do parlamentu tylko 10 proc. węgierskich wyborców zagłosowałoby na MSZP, podczas gdy 32 proc. oddałoby głos na główne ugrupowanie opozycyjne - Fidesz-Węgierski Związek Obywatelski (Fidesz-MPSZ).
SZDSZ mogłoby liczyć jedynie na 2 proc. wyborców, podobnie jak centroprawicowe Węgierskie Forum Demokratyczne (MDF).pap, em