Szczyt FAO w Rzymie zakończył się sukcesem - ogłosili organizatorzy. Ale o jakim sukcesie mówimy? Chyba tylko propagandowym.
Oczywiście nikt nie oczekiwał, że przedstawiciele ponad 160 państw zaczną mówić zgodnie jednym głosem. Różnice były i są niemożliwe do pogodzenia. Punktów zapalnych było co najmniej kilka: produkcja biopaliw i pełna liberalizacja rynku spożywczego - to najważniejsze z nich. Bogata północ i biedne południe mają kompletnie rozbieżne interesy. Zniesienie barier, ograniczających eksport żywności z ubogich krajów na cały świat byłoby ciosem w protekcjonistycznie nastawione rządy krajów wysokorozwiniętych. Padł niestety interesujący pomysł szefa włoskiej dyplomacji, Franco Frattiniego, który chciał powołać europejski "bank zboża" - rezerwę na wypadek klęski głodu. Znamienne jest, że wśród największych oponentów zmian były kraje południowoamerykańskie.
W najważniejszych kwestiach nie osiągnięto kompromisu. W deklaracji końcowej jest jedynie mowa o chęci walki z głodem i równie mglista obietnica przyznania 5,5 mld euro na pomoc głodującym. Niby dużo, ale jednak bardzo mało. Nawet jeżeli ta, swoją drogą, imponująca suma, trafi do potrzebujących będzie to jedynie zaleczenie objawów, a nie przyczyn choroby. Jak w popularnej anegdocie - jest to danie żebrakowi ryby, a nie wędki. Wędką byłoby bowiem wprowadzenie chociażby wspomnianej już liberalizacji rynku – to ożywiłoby gospodarkę biednych krajów i zmusiło je do jakiejś aktywności. Nie mówiąc już o tym, że ceny jedzenia w krajach rozwiniętych wreszcie by nieco spadły. A tak biedacy dostaną tylko pieniądze, które owszem może uratują życie, ale w dalszej perspektywie jeszcze bardziej rozleniwią żebraków i uzależnią od pomocy bogatych krewnych.
W najważniejszych kwestiach nie osiągnięto kompromisu. W deklaracji końcowej jest jedynie mowa o chęci walki z głodem i równie mglista obietnica przyznania 5,5 mld euro na pomoc głodującym. Niby dużo, ale jednak bardzo mało. Nawet jeżeli ta, swoją drogą, imponująca suma, trafi do potrzebujących będzie to jedynie zaleczenie objawów, a nie przyczyn choroby. Jak w popularnej anegdocie - jest to danie żebrakowi ryby, a nie wędki. Wędką byłoby bowiem wprowadzenie chociażby wspomnianej już liberalizacji rynku – to ożywiłoby gospodarkę biednych krajów i zmusiło je do jakiejś aktywności. Nie mówiąc już o tym, że ceny jedzenia w krajach rozwiniętych wreszcie by nieco spadły. A tak biedacy dostaną tylko pieniądze, które owszem może uratują życie, ale w dalszej perspektywie jeszcze bardziej rozleniwią żebraków i uzależnią od pomocy bogatych krewnych.