Dobrze się stało, że Unia Europejska oficjalnie zaakceptowała forsowany od dłuższego czasu przez polską dyplomację projekt Wschodniego Partnerstwa z krajami postsowieckimi. Trudno jednakże jednoznacznie stwierdzić, że Wschodnie Partnerstwo rzeczywiście przyniesie nową jakość w stosunkach ze Wschodem. Jak zwykle bowiem diabeł tkwi w szczegółach.
Wschodnie Partnerstwo, które ma być częścią Europejskiej Polityki Sąsiedztwa może de facto oznaczać postawienie państw postsowieckich w jednym rzędzie z krajami Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, którym trzynaście lat temu w Deklaracji Barcelońskiej zaoferowano model partnerstwa śródziemnomorskiego. Mimo olbrzymiego wsparcia finansowego (3,5 mld euro rocznie) nie widać zadowalających rezultatów, a cel, czyli stworzenie do 2010 r. strefy wolnego handlu, wciąż się oddala.
Mając na względzie unijne doświadczenia z realizacji programu Partnerstwa Śródziemnomorskiego nie sposób nie ulec wrażeniu, że unia po prostu oferuje swoim wschodnim sąsiadom wieczną poczekalnię i mglistą obietnicę wzmocnionej współpracy. Trudno oczekiwać zwłaszcza w obecnej sytuacji, że wschodni wymiar polityki sąsiedztwa stanie się rzeczywistym priorytetem unijnej polityki zagranicznej. Warto jeszcze mieć na uwadze fakt, że pomysł wschodniego partnerstwa na pewno nie spodoba się Moskwie. A to oznacza, że Unia Europejska nie chcąc zaogniać relacji z Kremlem nie zdecyduje się na bardziej odważne kroki w stosunku do regionu postsowieckiego, który Rosja wciąż traktuje jak strefę własnych wyłącznych wpływów.
Wygląda na to, że akceptacji wschodniego programu partnerstwa to ze strony Unii przepisanie krajom tego regionu jedynie swoistego leku uspokajającego. Tymczasem państwa te potrzebują raczej silnego środka dopingującego.
Mając na względzie unijne doświadczenia z realizacji programu Partnerstwa Śródziemnomorskiego nie sposób nie ulec wrażeniu, że unia po prostu oferuje swoim wschodnim sąsiadom wieczną poczekalnię i mglistą obietnicę wzmocnionej współpracy. Trudno oczekiwać zwłaszcza w obecnej sytuacji, że wschodni wymiar polityki sąsiedztwa stanie się rzeczywistym priorytetem unijnej polityki zagranicznej. Warto jeszcze mieć na uwadze fakt, że pomysł wschodniego partnerstwa na pewno nie spodoba się Moskwie. A to oznacza, że Unia Europejska nie chcąc zaogniać relacji z Kremlem nie zdecyduje się na bardziej odważne kroki w stosunku do regionu postsowieckiego, który Rosja wciąż traktuje jak strefę własnych wyłącznych wpływów.
Wygląda na to, że akceptacji wschodniego programu partnerstwa to ze strony Unii przepisanie krajom tego regionu jedynie swoistego leku uspokajającego. Tymczasem państwa te potrzebują raczej silnego środka dopingującego.