Według komunikatu po spotkaniu Sarkozy potwierdził, że respektuje negatywny dla Traktatu wynik irlandzkiego referendum z 12 czerwca, ale powitał z zadowoleniem to, że inne państwa ratyfikują go i chcą, by wszedł w życie. Dokument ratyfikowały jak dotąd 23 państwa.
Sarkozy, którego kraj w tym półroczu sprawuje przewodnictwo w Unii Europejskiej, wcześniej podkreślał, że przybywa do Dublina, by dowiedzieć się, dlaczego 53 procent Irlandczyków odrzuciło Traktat Reformujący UE, który nie może wejść w życie, o ile nie ratyfikują go wszystkie państwa członkowskie. Irlandia jest jedynym unijnym krajem, w którym traktaty muszą być zatwierdzane w referendach.
W komentarzu opublikowanym przed przyjazdem Sarkozy'ego w dzienniku "The Irish Times" Cowen wezwał UE do cierpliwości i zrozumienia. Premier przypomniał, że prezydencja UE to wyzwanie wymagające delikatnego wyważenia między sprawami kraju a potrzebą realizowania celów Unii. "Jest to rola wymagająca cierpliwości i umiejętnego wypracowywania kompromisu i konsesusu" - napisał Cowen.
"W pełni szanuję werdykt irlandzkiego ludu, jasno dałem to do zrozumienia moim europejskim kolegom. I jasno dałem do zrozumienia, że oczekuję od nich tego samego" - zaznaczył.
Tymczasem wypowiedź Sarkozy'ego sprzed tygodnia z sugestią rozpisania ponownego referendum w Irlandii została odebrana przez irlandzkich polityków i opinię publiczną za oznakę wtrącania się w wewnętrzne sprawy tego kraju.
Sarkozy'ego przywitały w Dublinie protesty. Policja starała się do kawalkady, którą jechał, nie dopuścić około tysiąca demonstrantów. Wśród nich był mężczyzna w kostiumie żabki z tabliczką: "Spadaj, Sarko! Ludzie mówią nie!".
Irlandzcy przeciwnicy Traktatu Lizbońskiego twierdzą, że wynik referendum świadczy, iż traktat ten jest martwy i negocjatorzy unijni muszą zaczynać od początku.
Sarkozy uważa jednak, że do tego nie dojdzie; sądzi, że trzeba znaleźć kompromisową formułę, która pozwoliłaby na ponowne referendum w Irlandii. Stara się przy tym nie sprawić wrażenia, że chce wymusić je na Irlandczykach.
Liderzy irlandzkich partii opozycyjnych Fine Gael Enda Kenny oraz Partii Pracy Eamon Gilmore w czasie spotkania z prezydentem Francji powiedzieli mu, że rozpisanie ponownego referendum i wychodzenie do wyborców z pytaniem, na które już udzielili odmownej odpowiedzi, mija się z celem.
Kenny nie widzi możliwości ponownego rozpisania referendum przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się latem 2009 roku. Gilmore natomiast wyraził opinię, że wynik irlandzkiego referendum nie jest tylko problemem samej Irlandii, lecz problemem całej UE.
"Brian Cowen musi wezwać do nowej rundy negocjacji i nowego traktatu" - ocenił z kolei przywódca partii Sinn Fein Gerry Adams.
"Jedną z przyczyn głosowania na +nie+ jest to, że ludzie wyczuwają brak odpowiedzialności i kontroli demokratycznej nad wyślizgującą się władzą" - powiedziała Patricia McKenna, szefowa ugrupowania Ruch Ludowy (People's Movement) przeciwnego Traktatowi Lizbońskiemu.
Podczas gdy Sarkozy i szef francuskiej dyplomacji Bernard Kouchner podejmowani byli przez irlandzki rząd w siedzibie premiera, na zewnątrz protestujący wznosili okrzyki.
Wśród tłumu byli socjaliści, którzy UE postrzegają jako siłę działająca na rzecz globalnego kapitalizmu, konserwatywni katolicy, którzy obawiają się, że Unia może doprowadzić do liberalizacji antyaborcyjnych przepisów, rolnicy, którzy chcą, by UE zachowała twarde stanowisko w rozpoczynających się w tym tygodniu rozmowach ze Światową Organizacją Handlu w Genewie. Rozmowy w Genewie mogą doprowadzić do otwarcia europejskiego rynku na tanią wołowinę z Ameryki Południowej.
"Jeśli UE sprzeda Irlandię w rozmowach o wolnym handlu, nie ma szans, by farmerzy kiedykolwiek powiedzieli +tak+ w sprawie przyszłego traktatu" - powiedział Padraig Walshe, przewodniczący Irlandzkiego Stowarzyszenia Farmerów, stojąc na tle zaparkowanych traktorów, którymi przyjechali protestujący rolnicy.
pap, keb