USA już porozumiały się w sprawie stacji radarowej z Czechami, pragną rozmieścić w Polsce pociski przechwytujące. Moskwa zdecydowanie protestuje.
Dziennik przypomina, że gdy Praga i Waszyngton podpisały porozumienie o amerykańskim radarze w Czechach, prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew zapowiedział, że jeśli budowa systemu strategicznej obrony przeciwrakietowej rzeczywiście rozpocznie się u rosyjskich granic, to Moskwa "będzie zmuszona zareagować nie środkami dyplomatycznymi, lecz militarno-technicznymi".
"Dla rosyjskiego potencjału odstraszania jądrowego amerykański system obrony przeciwrakietowej w Europie Wschodniej obecnie nie stanowi absolutnie żadnego zagrożenia" - powiedział były szef instytutu Ministerstwa Obrony, który zajmował się zasobami broni jądrowej, generał Władimir Dworkin.
"Żeby zestrzelić jeden nasz pocisk jądrowy trzeba około dziesięciu antyrakiet. A takich pocisków mamy setki" - powiedział wojskowy ekspert.
Niebezpieczeństwo według generała kryje się w tym, że budowa elementów tarczy w Europie Wschodniej to proces długotrwały. "I jeśli obecnie zagrożenie dla Rosji jest nader problematyczne, to jutro lub pojutrze może się stać realne" - wyjaśnił ekspert dodając, że "właśnie dlatego już obecnie należy szukać asymetrycznej odpowiedzi na zapobieżenie tej groźbie".
Dziennik przypomina o dwóch sposobach. Pierwszy - strategiczny - to przyspieszenie doprowadzenia do gotowości bojowej najnowszych kompleksów rakietowych Topol-M.
Drugi zaś sposób - to odpowiedź "niejądrowa" - pisze dziennik wskazując, że Moskwa sposobi się do rozwijania w pobliżu swych granic najnowszych operacyjno-taktycznych kompleksów rakietowych Iskander.
pap, keb