Prasa wzywa USA i pozostałe kraje Zachodu do przyjścia Gruzji z pomocą, ale podobnie jak administracja prezydenta George'a Busha wyklucza interwencję zbrojną. Nie proponuje też żadnych konkretnych posunięć poza wezwaniami do solidarnego działania i dyplomatycznego nacisku na zawieszenie broni oraz wprowadzeniem do Osetii niezależnych sił pokojowych.
"Ta wojna nie zaczęła się dlatego, że gruziński prezydent Micheil Saakaszwili się przeliczył. Jest to wojna, którą Moskwa starała się sprowokować od pewnego czasu. Człowiek, który nazwał kiedyś rozpad ZSRR +największą geopolityczną katastrofą XX wieku+ (Putin - PAP), przywrócił carską władzę w Rosji i stara się, aby jego kraj odzyskał dominująca rolę w Eurazji i na świecie" - pisze w poniedziałkowym "Washington Post" czołowy neokonserwatywny publicysta Robert Kagan.
Jego zdaniem Władimir Putin zmierza przy tym do "wykrojenia swojej strefy wpływów w samym NATO, tak aby kraje członkowskie położone wzdłuż strategicznej flanki Rosji miały niższy status w zakresie bezpieczeństwa".
"To jest główny motyw leżący u podłoża opozycji Moskwy wobec amerykańskiego programu obrony antyrakietowej w Polsce i Czechach" - pisze Kagan.
Na tych samych łamach podobne tezy stawiają dwaj znani eksperci ds. europejskich Richard Holbrooke i Ronald Asmus, byli wysocy przedstawiciele administracji prezydenta Billa Clintona, a ostatnio doradcy demokratycznego kandydata do Białego Domu Baracka Obamy.
"Jakiekolwiek błędy popełniło Tbilisi, nie mogą one usprawiedliwić działań Rosji. Moskwa napadła na swego sąsiada, co jest bezprawnym aktem agresji gwałcącym Kartę NZ i fundamentalne zasady współpracy i bezpieczeństwa w Europie" - piszą obaj eksperci.
Dodają, że moment wybrany przez Moskwę na inwazję wskazuje, iż "Putin stara się obalić Saakaszwilego na długo przed naszymi (amerykańskimi) wyborami, aby uniknąć rozpoczynania stosunków z nowym prezydentem USA na otwarcie konfrontacyjnej nucie".
Zarówno Kagan, jak i Holbrooke i Asmus, podobnie jak William Kristol w "New York Timesie", wzywają do przeciwstawienia się Rosji w imię solidarności z Gruzją, która - jak wszyscy przypominają - dostarczyła jeden z największych kontyngentów wojskowych do Iraku.
Przedstawiając jednak propozycje w tym względzie, nie wychodzą poza ogólniki - jeśli nie liczyć postulatu, aby nie uznawać mandatu rosyjskich sił pokojowych w Osetii i Abchazji i zastąpić je siłami prawdziwie niezależnymi.
"Musimy przeciwstawić się rosyjskiej presji wywieranej na sąsiadów, zwłaszcza Ukrainę, która jest najprawdopodobniej następnym celem wysiłków Moskwy na rzecz stworzenia nowej sfery jej hegemonii. (...) USA i Unia Europejska muszą wyraźnie stwierdzić, że agresja taka wpłynie na nasze stosunki z Rosją i pozycję Rosji na Zachodzie" - czytamy w artykule.
Autorzy nie piszą jednak jak wpłynie na te stosunki i co konkretnie Zachód mógłby zrobić, aby zmienić politykę Rosji.
"Jest wiele obszarów politycznych, ekonomicznych i innych, w których rola Rosji i jej pozycja będzie musiała być zrewidowana" - stwierdzają, sugerując tylko ewentualny bojkot zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi w 2014 r.
"Tylko silna transatlantycka jedność może przerwać tę wojnę i rozpocząć naprawę ogromnych już wyrządzonych nią szkód" - czytamy w artykule.
Nikt jednak nie pisze o sankcjach ekonomicznych i izolacji Rosji - o czym wspomniał Zbigniew Brzeziński w "Huffington Post.com" - ani nie wzywa do usunięcia Rosji z klubu G-8, o co apeluje republikański kandydat na prezydenta, senator John McCain.
pap, keb