"W tej chwili w szpitalu pozostaje pięć osób ciężej poturbowanych - jedna opiekunka i czworo uczniów" - powiedział Cieślik. "Jeden chłopak miał otwarte złamanie nogi; był operowany. Rumuni sugerują, żeby został jeszcze tydzień w szpitalu. W każdym razie dzisiaj ma się zjawić polski ambulans załatwiony przez ubezpieczyciela i lekarze zadecydują, który z tej piątki będzie mógł od razu wrócić do Polski" - dodał.
Do wypadku doszło w czwartek około godziny 21.45 czasu polskiego w miejscowości Barzava, przy granicy rumuńsko-węgierskiej. Wypadkowi uległ bułgarski autokar, przewożący polską młodzież z zespołu szkół gastronomiczno-hotelarskich z Cieszyna, wracającą z praktyk hotelarskich w Bułgarii - poinformowało na swojej stronie internetowej polskie MSZ.
W autobusie znajdowało się 46 uczniów i dwóch opiekunów.
"27 osobom, a według innej informacji ze szpitala (w Aradzie) - 25 osobom udzielono pomocy" - powiedział Cieślik. "Drugi bułgarski kierowca jest w stanie ciężkim; miał podejrzenie pęknięcia czaszki" - sprecyzował.
"Bułgarski przewoźnik dostawił zapasowy autobus i w zasadzie, poza piątką poszkodowanych, pozostałe dzieci mogłyby wracać do Polski w piątek, ale lekarze sugerują, żeby powstrzymać się do soboty rana, zwłaszcza, że kierowcy przejechali kawał drogi z Bułgarii i lepiej, żeby byli wypoczęci" - tłumaczył radca polskiej ambasady w Bukareszcie.
Jak dodał, "na podstawie zeznań jednego kierowcy policja przekazała, że do wypadku doszło w nocy. Był ostry zakręt, nagle ktoś wyjechał samochodem zza zakrętu i oślepił autokar na długich światłach. Autobus zjechał do rowu i się wywrócił".
Jak podała agencja prasowa Mediafax, powołując się na policję, autokar wpadł na słup wysokiego napięcia, a następnie spadł do rowu. W momencie wypadku większość pasażerów spała.pap, em