Będzie to miało tylko symboliczne znaczenie, ponieważ nominacja Obamy jest już zdecydowana - zdobył on więcej delegatów na konwencję. Zgłoszenie Clinton, po którym nastąpi liczenie delegatów z wszystkich stanów, ma być gestem obliczonym na usatysfakcjonowanie jej zwolenników, rozgoryczonych porażką byłej First Lady.
Niektórzy z nich zapowiadają manifestacje poparcia dla Hillary na konwencji, która rozpoczyna się 25 sierpnia.
Jak wynika z najnowszego sondażu ośrodka badania opinii Pew Research Center, tylko 72 procent zwolenników Clinton zapowiada, że poprze w wyborach Obamę; reszta może nie zagłosować lub poprzeć republikańskiego kandydata Johna McCaina.
Clinton ma wygłosić główne przemówienie w drugim dniu konwencji, przedstawiona przez swoją córkę Chelsea. Następnego dnia w "prime time", czyli wieczorem, przemówi były prezydent Bill Clinton.
Niektórzy komentatorzy - głównie sympatyzujący z Republikanami - uważają, że obóz Obamy zrobił błąd, pozwalając Clintonom na tak eksponowaną rolę na zjeździe. Konwencja - podkreślają - powinna być przede wszystkim manifestacją jedności wokół wybranego przez większość kandydata, tj. Obamy.
Zdaniem byłego doradcy Clintona, Dicka Morrisa, czarnoskóry senator z Illinois okazał w ten sposób słabość, która potwierdza opinie o nim jako polityku, który wszystkie konflikty rozwiązuje drogą ustępstw.
"Jeżeli nie oparł się Hillary, jak przeciwstawi się Putinowi?" - zapytał retorycznie Morris w konserwatywnej telewizji Fox News.
pap, keb